Archiwa tagu: survival

NEPAL – przygotowania do podróży

Kolejną przygodę czas zacząć.

DSCN4778.JPG

Tym razem celem jest Nepal, jednakże jako typowi indiofile, chociaż na chwilę musimy postawić stopę na subkontynencie.

Na tę podróż chcieliśmy dać sobie co najmniej  2 lata…ale nie daliśmy rady. Rok po powrocie z Indii….WRACAMY. Decyzja zapadła w styczniu, więc znowu ciśniemy na 100% żeby zdążyć do Listopada.

Czemu do Listopada? Listopad-Grudzień + Marzec do najlepsza pogoda na podróże oraz trekking w Nepalu. Chcąc doświadczyć piękna Himalajów, należy wziąć to pod uwagę!

PRZYGOTOWANIA

Jak zwykle zaczęliśmy od zakupu biletów lotniczych – dość tanio, bo 3500zł 2os/2str. Od tej pory trzymam kciuki za Ukrainian Airline, bo opinie są dość przerażające. Research zaczęliśmy już zimą, ponieważ trzeba było trochę pokombinować. Jak wynika z moich obliczeń, bardziej opłaca się lecieć przez Indie, zamiast kupować bilety prosto do Katmandu. Znacznie częściej trafiają się promocje do Delhi, dlatego warto osobno kupić tani lot do Nepalu (oczywiście im wcześniej tym taniej, jak w PKP). No i tym sposobem zahaczymy o Indie ♥ (jeśli ktoś planuje jedynie transfer, wiza nie będzie potrzebna).

⇒ JAK SZUKAĆ I KUPOWAĆ BILETY LOTNICZE – „Jak tylko kupisz bilet, wszystko samo się układa” – Bilet do Indii

W między czasie kumulujemy kasę! Choć Rupia Nepalska jest 2x tańsza od Indyjskiej, ceny po trzęsieniu ziemi w 2015 trochę wzrosły.

Booking już klepnięty, nie ma co czekać i liczyć na szczęście na miejscu, tracąc czas na poszukiwania. Pamiętajmy – mamy SEZON podróżniczy, jest to też idealny czas na zdobywanie szczytów, więc oczekujemy inspirujących tłumów. Co więcej, w listopadzie wypada również Diwali – święto świateł, które automatycznie powoduje wzrost cen dla przybyłych białasów.

  • Booking – 6 miesięcy przed podróżą (i już brak miejsc w hostelach) – pozostaje couchsurfing.
  • Samoloty Indie-Nepal – 4 miesiące? trochę za późno się za to zabraliśmy i zapłacimy za to 😦 +500zł – lecieliśmy z JetAirways i Royal Nepal Airlines
  • Główny przelot – poszukiwania zaczynam bardzo wcześnie 10 miesięcy wcześniej, ponieważ muszę wcześniej klepnąć urlop w pracy
  • Kondyszka – 4 miesiące wcześniej + cały rok rowerowania ok 20km dziennie + weekendowe trasy ok 80km

Trasa podróży

Kraków » Kijów 1 dzień» Delhi (szybki transfer) » Katmandu i okolice (8 dni)» Pokhara(11dni)» Sauraha (Chitwan)(3dni)» Katmandu (2dni) » Delhi (4dni) » Kijów (szybki transfer) » Kraków

Co zabieramy?

  • zdjęcia do wizy nepalskiej, zdjęcia do legitymacji trekkingowca (ok 8sztuk)
  • leki na chorobę wysokościową – 1,5USD/150NPR – pół z rana i pół na wieczór. Kiedy na szlaku jest źle – schodzimy niżej i pijemy dużo wody mineralnej!
  • wszystko co zniechęci pijawki do krwawych drinków ( wsytępują od lutego do kwietnia)
  • coś co ukoi ból i powstrzyma ewentualna infekcję, jeśli jednak nieświadomie oddamy krew
  •  ciepłe ciuchy (wrzesień-styczeń), szczególnie jeśli planujemy trekking (temp. do -5 stopni, brak ogrzewania)
  • rękawiczki
  • softshell
  • polar
  • śpiwory (wrzesień-styczeń w base campach temp. -5/-10, w lodgach jest bardzo zimno)
  • okulary przeciwsłoneczne
  • odpowiednie ciuchy (poliestrowe! – szybko schną i wchłaniają pot, więc nie zmarzniemy)
  • wysokie skarpetki
  • kijki trekkingowe
  • mugga! 50% deet
  • tabletki do uzdatniania wody (w przypadku trekkingu)
  • batoniki Granola zwane w Nepalu: Trekkers Fuel/ orzechy nerkowca (kupujemy na miejscu!)
  • dobre, wygodne buty trekkingowe! (proszę tu nie oszczędzać!)
  • power bank solarny (z prundem w górach ciężko, noo chyba że wódka)
  • APARAT + dodatkowe baterie
  • Reszta po staremu: Co zabrać do Indii. Left hand free!

Kondycja!

Każdą podróżą się przejmuję i nie chciałabym żeby coś mnie ograniczało, np. ja sama. Więc wracamy do treningów! Na wysokości 4500 m.n.p.m wysiłek fizyczny to mega wyzwanie (zwłaszcza z zerwanym więzadłem), więc wzmacniamy siły, serducho i ciśniemy dobre kardio, bo stalowe łydki od rowerowych kilometrów już mamy!

Do trekkingu namówił nas Szef Kamila, który wraz żoną poliglotką gotuje i zwiedza świat:

https://www.kuukandtravel.com/jak-dotarlismy-na-himalajski-mbc-4500m-npm-i-jak-to-zrobic-zeby-sie-nie-zajechac-p/

 

Refleksja

W pewnym momencie, jak już postawi się człowiek życiu temu, zamanifestuje swoją obecność i ustali co mu pasuje, a  co nie, jakie ma cele i potrzeby, to się wszystko samo układa. Inspirujący i mądrzy ludzie pojawiają się na drodze i wtedy już ciśniemy prosto do celu.

CHOLERNY DŹAJPUR

Po kolejnej podróży pociągiem już dawno zapomniałam o poradach dotyczących unikania podróży nocą, więc standardowo – do Dźajpuru przybyliśmy właśnie wtedy.

 

 

MIAMI W INDIACH

Jedyne miasto , którego przedmieścia nie były śmietnikiem. Szokowały natomiast scenerią rodem z Miami. Palmy, piękne białe domki, same markowe sklepy i neony, wszędzie neony. I kolejny szok – sygnalizacja świetlna! Sprawna! Efektowna i efektywna!

I to by było na tyle.

Poszliśmy szukać naszej bazy. Jak się później okazało, znajdowała się w najgorszym z możliwych miejsc. Plątanina uliczek, paskudnych dzieci i dzikich świń. Z czego dzikie świnie i uliczki były najbardziej spoko. Po drodze spotkaliśmy też radosny kondukt weselny, co tchnęło w nas trochę pozytywnego myślenia

Dotarliśmy do hotelu. Nasz pokój DELUX ĄĘ znajdował się na parterze, przy recepcji. Zaskakujące? Bez okien. Wyłożony w całości białymi, łazienkowymi płytkami i pajęczynami. Łóżkiem była dykta z 5cm materacem – ponoć dobre dla kręgosłupa! Co więcej, nasz weselny kondukt przybył z bębnami i śpiewami za nami! A konkretniej – za ścianę, która drżała z każdym dźwiękiem ♥ Do tego doszedł armagedon – gorączka, drgawki, skurcze brzucha, biegunka. Raczej mamy wywalone na hotelowe standardy, na głowę się nie lało, ale po kilku dniach, taka komora może męczyć psychicznie… no i ten BAS.

RÓŻOWE MIASTO WITA!

37 stopni, suche pustynne powietrze, gorączka – więc idziemy szukać różowego miasta zaznaczonego na mapie w przewodniku. Po kilku godzinach błądzenia z gps-em w tym cholerny upale, pytamy:

„Heloł Mister, du ju noł hał tu get tu pink siti? hę?”

” ooł stjupid pipol! Ol dźajpur is nołn as de pink siti!”

Serio? Kurde serio?! Gdzie?!

Przekonani, że Indusi pewnie wymalują jakąś starą część miasta na różowo, gdzie wszyscy będą strzelać foteczki, nie wpadliśmy na to, że ten łososiowy kolor wszędzie „widoczny”, wymieszany z kurzem, to właśnie sławetny róż. Face palm.

Dżajpur nie zawsze był „różowy”, dopiero dla uczczenia wizyty księcia Alberta, wymalowano budynki na powitalny róż. Ten design jest utrzymywany po dziś dzień i to pod groźbą kary jeśli od odświeżenia ścian będziemy się wykręcać.

MUST-SEE!

Ruszyliśmy dalej. Do odhaczenia w ciągu 4 dni:

Pałac Wiatrów – Hawa Mahal  z cudowną fasadą składającą się z pierdyliona małych okienek, które umożliwiały odizolowanym od społeczeństwa Damom Dworu, podglądać życie ulicy. Jesto miły akcent przywieziony przez mogołów (tzw. Parda).

 

  • Pałac Miejski
  • Dźantar Mantar
  • Fort Amber –  warto dać strażnikowi w łapę, żeby zabrał nas w zamknięte dla turystów części fortu
  • Nahargarh
  • Jaigarh
  • Royal Gaitor

Pałac Wiatrów – Hawa Mahal 

Znany z klawej fasady, bryzy i świstu wiatru. W środku – no cóż – szału nie ma. Warto pytać o bilet studencki (jeśli mamy legitymację).

 

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Fasada przypominać ma koronę Kriszny. Składa się z 953 malutki okienek, które umożliwiały kobietą obserwowanie życia ulicy. Jest to związane z tradycją pardy, która z  przywędrowała wraz z mogołami. Kobiety nie mogły brać działu w uroczystościach odbywających się na ulicy, więc przyglądały im się z ukrycia. Małe okienka i charakterystyczne koronkowe zdobienia, zapewniają w pałacu przyjemny chłodek i ten świst, którego nie słyszałam. W każdym radzie – warto zobaczyć.

IMPREZA U MAHARADŻY

Pałac miejski – siedziba Maharadży, którego rodzina wciąż zamieszkuje część tej hulaszczej hacjendy. Drugą część wynajmują bogaci ludzie słuchający dubstepu, żeby zrobić sobie wesele. Teren pałacu jest spory. Fajne są największe na świecie srebrne kadzie, w których maharadża rzekomo przewoził wodę z Gangesu (na zdjęciu poniżej). Poza tym jest tam kantor, luksusowy sklep, sale audiencji, muzeum powozów, sklepy, sklepy i jeszcze raz sklepy, zdjęcia za hajs, wróżenie z twarzy, 4 fajne drzwi okupowane przez rosyjskie instagramowiczki.

Ogólnie za taki hajs (jak na Indie sporo, ale nie pamiętam ile dokładnie 300rs/os?) i sławę, baaardzo rozczarowuje, no i ten dubstep…

 

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

SAMOBÓJSTWO W DŻANTAR MANTAR

Dźantar Mantar olaliśmy. Żałuję. Ale było za gorąco. DM to obserwatorium astronomiczne, gdzie znajduje się również największy na świecie zegar słoneczny i astrolabium – cały kompleks widnieje na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Historia dźantaru jest fajna, dlatego polecam zgłębić wiedzę i odwiedzić to znane z samobójstw miejsce.

NIE ZAPOMNIJCIE DAĆ W ŁAPĘ STRAŻNIKOWI!

Fort Amber i Jaigarh fort – oba warto zobaczyć! Naprawdę robią wrażenie.

WARTO ZACZĄĆ ZWIEDZANIE OD FORTU! bo istnieje tu szansa zakupienia biletu na podobnych zasadach jak w Taj Mahal – kupujemy jeden bilet do np. 3 miejsc i wychodzi to taniej, niż jakbyśmy kupowali je osobno. Warto tylko sprawdzić przez ile dni, albo godzin, taki bilet jest ważny, żeby się nie okazało, że dwa inne miejsca tego dnia są zamknięte i za wejście do samego fortu, zapłacimy jak za trzy wejścia. To Indie, więc wszystko jest możliwe. Nad samym fortem nie ma co się rozwodzić, jest ogromny i warto przeznaczyć na niego trochę czasu (3h?). Warto też dać strażnikowi w łapę, żeby zabrał nas w miejsca niedostępne dla turystów. Nam nie udało się zobaczyć wszystkiego, bo już zaczynałam konać w chorobie.

 

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Nahargarh zobaczymy następnym razem, tym również nie dałam rady. Indie 2:0 Ja. Odsyłam do google grafika. Jest to fort, zwany również tygrysim, który wznosi się na Dźajpurem. Sam Dźajpur otoczony jest ze wszystkic stron wzgórzami, co wygląda zacnie.

DSCN2085
Royal Gaitor

W między czasie pojechaliśmy również zobaczyć imponujący Royal Gaitor – polecamy. Cisza, spokój, mało turystów.

Żeby wynagrodzić sobie dźantar mantar i tygrysi fort, pojechaliśmy do Świątyni Słońca. Szybka akcja. Mieszka tam rodzinka, która zarabia na robieniu mehendi na czas. Ze świątyni Surya, potoczyliśmy się do pieprzonej świątyni małp.

 

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

CHOLERNE MAŁPY – ale polecam!

Monkey Temple – brzmi obiecująco. Droga również jest obiecująca, piękne widoki, jarający blanty jogini z dredami śmigający na skuterze. Klimacik. Jest to w sumie kompleks świątyń – Siv Mandir, Hanuman Temple i pewnie coś jeszcze.

Po dotarciu na miejsce, przywitał nas ten dupek ze zdjęcia poniżej. Gadał jakieś głupoty, chciał datki na coś tam, a później jeszcze kasę za bilet, zawiązał nam sznurki na rękach (NA ZŁYCH RĘKACH -,-), kazał zjeść rodzynkę, namalował kropkę na czole, aby na koniec wypisać rachunek – NORMALNIE NA BLOCZKU.

Poszliśmy dalej. Piękna architektura, świątynie w skale, małpy, krowy – no super! Po prawej stronie stare panie z gołymi cyckami biorą kąpiel i machają dzwonkami. Mijamy kolejnego pana przy donation box’ie i strażnika, który krzyczy, że mamy dać hajs na indyjskie krowy. Wchodzimy do kolejnej świątyni, gdzie nic nie ma oprócz gościa z ajfonem za pazuchą, który pieprzy głupoty, wali nas po głowie zakurzonymi pawimi piórami, rysuje kropki na czole i chce hajs. Gdybym prawie nie zemdlała, to bym ich rozniosła. Zrezygnowaliśmy z wejścia do drugiej „świątynki” w obawie, że nas na to nie stać. Masakra. Wydymani na hajs, ze złością zmazaliśmy czerwone kropy z czół i ruszyliśmy pod górę, w poszukiwaniu naszego rikszarza, konając powoli, gdyż choroba osiągnęła apogeum. NEGATYWNOŚĆ – to miejsce jest naprawdę super! idźcie tam! po prostu nie miałam siły się tagować, bo umierałam i wspominam to źle, ale chętnie stawiłabym czoła raz jeszcze tym naciągaczom. A gość z ajfonem opowie wam o trójcy, specgrupie od rozwałki: Wisznu, Śiwie i Brahmie.

 

WUJEK McDONALD

Były też plusy. Po prawie 2 tygodniach indyjskiego jedzenia, jednym zatruciu samosami(?), upale i wkurzeniu – znaleźliśmy wujka McDonalda ♥ Jeśli kogoś to interesuje, to menu znacznie się różni od znanego nam. Głównie poziomem ostrości, wielkością porcji, lodami w czekoladzie, opcją wege, albo kurczakiem w środku (świnieł i króweł w Indiach nie dostaniemy). Nazewnictwo również jest odpowiednie. O dziwo, jak na zachodnie żarcie, jest chyba tańsze od naszego.

 

DŹAJPUR? OOOO NIE!

Nam Dźaipur nie przypadł do gustu. O to lista powodów:

  1. Ciężko było znaleźć miejsce, gdzie można było normalnie zjeść. Knajpki były albo zrobione pod turystów i drogie, albo były mrocznymi spelunami
  2. W centrum – UPORCZYWY chaos, kurz i zamęt, ale zupełnie inny niż np. w Waranasi
  3. Niezwykle nachalni, bezczelni rikszarze i sprzedawcy!!! – to chyba najgorsze. Kłamstwa i naciąganie zupełnie na innych poziomie niż w innych miastach.
  4. UPAŁ PUSTYNNY przez betonową zabudowę odczuwany x2 bardziej
  5. Wszystko jest tak chamsko turystyczne, że aż robi się niedobrze

Prawie umarłam

Oczywiście patrzę na Dźajpur przez pryzmat choroby, która mogła skończyć się bardzo źle. W życiu tak się nie bałam i nie cierpiałam, więc gdy tylko jest źle, warto wydać te 2000Rs na lekarza i nie bać się. I chodź bolało, na weselu bawiłam się tak:

 

Oczywiście nie z własnej woli. Uprzejma starsza pani, siłą wciągnęła mnie na scenę przerywając występy, kazała mi tańczyć. Ostatecznie rozkręciłam ZACNĄ imprezę!

ZŁOTE RADY

  • uwaga na małpy, dzikie świnie i dzieci, które szarpią za nogawki i wyszarpują banany z ręki
  • jak w większości indyjskich miast – lepiej uważać nocą, albo nie wychodzić w ogóle
  • SŁONIE- NIE NIE NIE! NIE! ciemna strona turystyki – będziecie ciągnięci przez rikszarzy do wioski słoni, gdzie za patrzenie, dotykanie, karmienie, jazdę trzeba słono zapłacić. Wcale nie są to miejsca, gdzie słonie się ratuje, ale wykorzystuje! 
  • Obok fortu amber znajdują się STEP WELLsy – rozrzucone po różnych częściach Indii. Odpowiadają za gromadzenie wody, wyglądają nieziemsko. Nigdy nie piszą o nich w przewodnikach, warto je zobaczyć!
  • Alber Hall Museum – warto zobaczyć, ale i tak Chatrapati Shivaji w Mumbaju – robi większe wrażenie!

TRANSPORT

  • najlepiej wynająć jednego rikszarza na cały dzień i wynegocjować dobrą cenę, adekwatną do przejechanych kilometrów, trzeba ustalić sobie strategiczny plan zwiedzania
  • nie dajcie się zabrać przez rikszarza gdzieś, gdzie nie planowaliście jechać, inaczej zabiorą was do jakiegoś turbo drogiego sklepu, gdzie będą wciskać wam kit, że wszystko robione jest ręcznie, pokażą jak itd. – BULLSHIT! jak rikszarze będą proponować wycieczkę, to nawet się nie domyślicie, że może chodzić o sklep
  • Bierzcie klasycznie, dobrze znane wam riksze (jest tam dużo innym modeli riksz, melexów itp. – dużo droższych)
  • ceny za riksze są dużo wyższe niż w innych częściach Indii (tak tak, w każdej części ceny są inne i trzeba uczyć się negocjować od nowa), jak macie możliwość – bierzcie prepaid taxi

ZAKUPY

  • nie róbcie zakupów w Dźaipurze!!! chyba, że jest to jedyne radżastańskie miasto, w którym się zatrzymujecie. Ogólnie ceny są mega zawyżone, ciężko jest spotkać „normalne” stragany, zazwyczaj są to prawdziwe sklepy, z prawdziwymi wysokimi cenami i niską jakością. Na pewno nie polecam kupować tam ubrań.
  • usłyszycie pierdylion historii o tym jak sprawdzać czy kaszmirowy szal jest naprawdę kaszmirowy, usłyszycie również, że te historie to brednie
  • jeśli coś jest robione ręcznie, na zapleczu, to na 100% nie jest (chyba, że jest to duża manufaktura, którą wcześniej obczaimy w internetach)

WESELA

Wesela w Indiach trwają nawet 2 tygodnie. My trafiliśmy na sam początek uroczystości, które skupiały się na okrążaniu domu panny młodej codziennie wieczorem, waląc w gary i śpiewając. W ciągu dnia ulica była zablokowana, wszystkie kobiety gromadziły się i bawiły. Muzyka była tak głośna, nie dało się mówić…nawet będąc w pokoju. Nie ma takiego sound systemu, który przebije indyjskie wesela. Nie ma. Dlatego może warto zmienić hotel, jeśli czujemy że coś się święci. Indie potrafią zmęczyć człowieka, uczynić go umierającym i naprawdę dać popalić, dlatego ważnych jest tych kilka godzin na regenerację w ciszy, po całym dniu otaczającej nas kakofonii. My tego nie zrobiliśmy i te 4 dni były naprawdę ciężkie. Polecam więc wybrać bardziej strategiczne miejsce, a na bibkę i tak się wprosić:)

wskazówka: do miejsca wesela prowadzi zazwyczaj kolorowy (różowy) proszek rozsypany na ulicy

 

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Na pewno Dźajpur można eksplorować tygodniami. Dla nas był krytycznym punktem operacji  „Indie”.

Jak nie dać się oszukać! – Banki, bankomaty, wymiana pieniędzy, biura turystyczne.

„Money exchange? Bus ticket? Smoke some joints?”   

IMG_20170311_183131.jpg

Na ulicy jesteśmy pytani średnio 1000 razy czy czegoś nie potrzebujemy. Zakres potrzeb jest ogromny, ponieważ możemy potrzebować opcji wymiany kasy, zabukowania biletu, wycieczki, haszu, opium, wielbłądziego safari, sari z Pendżabu, biżuterii itd. Najlepiej albo nie zwracać uwagi, albo powiedzieć stanowcze „Nie” i iść dalej. Sposobów na przetrwanie jest wiele. Najlepiej mieć swój plan i nie radzić się Indusów, nie wiem czy ktoś kiedyś wyszedł na tym dobrze. Ale gdy tylko biały ma problem, gromadzi się niezły tłumek i albo nikt nam nie pomoże, albo ktoś będzie chciał za to kasy czy wyśle nas do sklepu swojego znajomego.

Wymiana pieniędzy

Nie ma możliwości wymiany w Polsce złotych na rupie indyjską. My mieliśmy przesiadkę w Berlinie, więc wzięliśmy trochę euro, oraz w Abu Dhabi gdzie płaciliśmy dolcami. Także w Polsce wymieniliśmy 2000zł (na euro i dolary) aby mieć kasę na lotniska oraz pierwsze kilka dni w Indiach. Część dolarów wymieniliśmy na lotnisku w Mumbaju, ponieważ kursy na lotniskach są mocno niekorzystne, najlepiej wymienić jedynie część na hotel i taxi. Kolejną część wymieniliśmy po super kursie w naszym hotelu. Przewodnik radzi, aby wymieniać kasę tylko tam, gdzie dostajemy potwierdzenie wymiany, ponieważ w niektórych miejscach mogą chcieć je zobaczyć. Ale my się z tym nigdy nie spotkaliśmy. Jeśli macie przesiadkę na lotnisku np. w Abu Dhabi, niech was nie kusi wymiana, ponieważ kurs jest jeszcze mniej korzystny niż na lotnisku w Mumbaju. Więcej pieniędzy nie wymienialiśmy, ponieważ przerzuciliśmy się na bankomaty, zostawiając resztę dolarów na czarną godzinę i powrót przez wszystkie lotniska.

Warto zwrócić uwagę na banknoty jakie dostajemy. Czy nie są podarte, uszkodzone, czy są jeszcze w obiegu (sprawdź!) – w innym wypadku możemy mieć problem, ponieważ często nie chcą przyjmować uszkodzonej kasy, więc jeśli już ją mamy, trzeba skleić ją taśmą i szybko się jej pozbyć.

Sum up: kasę wymieniaj w miejscach pewnych (Thomas Cook, American Express), unikaj „pomocnych” indusów, jeśli masz jakiekolwiek wątpliwośći – run!

Bankomaty i banki

Widzieliśmy je w każdym odwiedzanym przez nas mieście czy małym miasteczku. Przewodnik podaje, że banki czynne są pn.-pt. 10.00 – 14.00 lub 16.00 z przerwą między 13.00 a 14.00, sb. 10.00 – 12.00 lub 13.00, 30 VI i 31 XII nieczynne. Jednak jeśli planujemy taką wizytę, najlepiej sprawdzić wcześniej, ponieważ jak mówią Indusi „everything is possible”. Z bankami doświadczenia nie mieliśmy.

Banki państwowe: Andhra Bank, State Bank of India, Bank of Baroda, Central Bank of India, Punjab National Bank, Indian Bank.

Banki prywatne: City Union Bank, ICICI Bank, HDFC Bank, Axis Bank – przy wypłacaniu z bankomatów tych banków, pobierana zostaje prowizja w wysokości 200 Rs.

Banki zagraniczne: ABN AMRO Banki, American Express Bank, Citi Bank.

Bankomatów (ATM) jest bardzo dużo. Zazwyczaj obsługują karty Maestro, Visę i Master Card. Warto dowiedzieć się wcześniej czy nasz bank pobiera prowizję i jeśli tak to jaką. Zazwyczaj jest to procent od wysokości wypłacanej kwoty. My korzystamy z Alior Banku gdzie prowizji nie było, jedynie interesował nas kurs banku przy przewalutowaniu z PLN na USD i na INR (rupia indyjska). Warto przed wyjazdem poinformować swój bank o podróży, aby przezornie nie zablokowano nam karty, gdy zobaczą że w jakiś dziwnym miejscu ktoś używa naszej karty (rada Pana w banku). 

W wielu kanciapkach z bankomatem siedzi strażnik, a jeśli nie to przy bankomacie jest guzik, którymi możemy wezwać pomoc itp.

Aby się nie zdziwić, warto wiedzieć, że bankomaty indyjskie działają trochę inaczej niż nasze. Wkładamy kartę, czekamy chwilę i wyciągamy. Dopiero po wyciągnięciu pojawia się panel do dalszego działania. Warto pamiętać aby do zakończyć transakcję, u nas kończy ją automatycznie wyciągnięcie karty, tam jeśli odejdziemy bez kliknięcia wszystkiego co wymagane, ktoś będzie miał dostęp do naszych środków. Często bankomaty wypłacają kwoty nie większe niż 10 000Rs, czasem jedynie 4000Rs itd. Czasem w ogóle nie ma kasy w bankomacie, co występuje dość często. W Puszkarze i Udajpurze mieliśmy również problem ze znalezieniem indyjskiego bankomatu, który byłby czynny, więc w ostateczności musieliśmy skorzystać z opcji prywatnej -200Rs.

Bukowanie biletów, wynajmowanie wycieczek itd.

Naciągają, oszukują, wykorzystują – UWAGA

Ceny za bilety zazwyczaj są zawyżone, więc lepiej robić to samemu. Wycieczkom z ulicznych wycieczkowni bym nie ufała. Pewnie obwiozą po sklepach, w których mają układy. Także, jeśli już chcemy wycieczki, to lepiej iść do polecanego biura, bilety bukować samemu, dopytać np. w recepcji hotelu ile taka zabawa powinna kosztować aby mieć rozeznanie. Nie ufać lokalsom! Każdy na ulicy chce zarobić i w pomocy nam ma swój biznes! Przewodnik poleca – Thomas Cook (wymiana kasy, bukowanie biletów, wycieczek etc.)

Warto korzystać z audio guide’ów albo wynegocjować dobrą cenę u przewodnika (najlepiej z papiórkiem!), który na pewno odnajdzie nas w tłumie…

Warto sprawdzać ceny i rozeznać się dobrze. Chociaż ceny nawet zawyżone wciąż są dla nas przystępne, nie dajmy się tak oszukiwać i naciągać dlatego żeśmy zagramaniczni turyści. Przez takie odpuszczacie, machnięcie ręką, brak negocjacji rozpuszcza się indyjskich biznesmenów i sprawia, że stają się bezczelni. To samo z rikszami. Chociaż cena dla lokalsa to 20Rs, od nas będzie chciał 300Rs, 200Rs to dla nas w ciąż za dużo, a  za 150Rs nie będzie chciał nas zawieść, bo bardziej będzie mu się opłaca poczekać na naiwniaka, który od razu zgodzi się na 400Rs. W Mumbaju nasz znajomy zapytał ile zapłaciliśmy za taxę z lotniska (prepaid taxi 600Rs) ponieważ pewien Niemiec zapłacić 2000Rs. Więc nawet jeśli was stać, nie rozbestwiajcie Indusów.

Sum up!

  • Nie ufamy lokalsom z ulicy nawet jak wyglądają super pewnie!
  • Wszystko co ma związek z kasą – tylko sprawdzone, polecane, pewne miejscówki, potwierdzenia gdzie się da, skąd się da!
  • Sprawdzamy w wielu miejscach, negocjujemu ceny!
  • Przed wyjazdem odwiedź swój bank!

+ ROZMIENIAJ KASĘ GDZIE SIĘ DA. RIKSZARZE NIE CHCĄ WYDAWAĆ RESZTY, ALBO NIE MAJĄ JAK WYDAĆ. DROBNE PRZYDAJĄ SIĘ WSZĘDZIE. BANKOMATY CZĘSTO WYDAJĄ PO 2000RS, 500RS ITD. A CENA WODY TO 20RS, 1 BANAN 5RS, OBIAD DLA DWÓCH OSÓB OK.400RS.

IMG_20170218_144715.jpg

 

 

Jak przejść Indie bez kodów – solucje/ triki i tipy

Czyli jak uniknąć żołądkowych rewolucji i wiele innych złotych rad, plus trzy grosze własnego doświadczenia.

WODA

  • Wodę pijemy jedynie z butelki, co do której mamy pewność, że została oryginalnie zamknięta.
  • Zęby myjemy również wodą z butelki (szczoteczkę również opłukiwałam wodą butelkowaną)
  • Jeśli mamy ochotę na drinka/ice tea z lodem upewnijmy się, że woda jest filtrowana, gotowana lub butelkowana. Często znajdziemy notkę w menu, jeśli nie, lepiej nie ryzykować i nie zakładać, że kelner powie prawdę. Jedynie raz mieliśmy sytuację, w której właściciel uprzedził nas, że nie może podać mi ice tea, ponieważ ma niefiltrowaną wodę i mogę chorować, więc dostałam pyszną herbatę z miętą (poniżej).
  • Zupy w sumie jedliśmy, chociaż przestrzegano nas aby tego nie robić. Jeśli już musimy ją jeść to upewnijmy się, że jest baaardzo gorąca.
  • Podczas kąpieli nie pić wody, raczej zamykać oczy:)

Spotkaliśmy się oczywiście z przypadkami osób, które piły wodę z kranu, kąpały się w Gangesie i innych świętych zbiornikach wodnych. Jednak po hotelu niosły się też często odgłosy rozwolnienia i wymiotów. Dla mnie to szczyt głupoty, ale jeśli ktoś ma taką fazę – szanuje.

IMG_20170309_180821.jpg

JEDZENIE ZE STRAGANÓW

  • Nie kupujemy owoców/warzyw już obranych, ponieważ mogą leżeć już jakiś czas, przykleja się do nich kurz i są polewane wodą aby wyglądały świeżo
  • lepiej jeść owoce/warzywa, które wcześniej musimy obrać
  • unikamy jedzenia na straganach, często jedzenie leży cały dzień w oleju, który jest Stary i śmierdzący, ponad to jedzenie mogło być przygotowywane w tragicznych warunkach. Po całej nocy wymiotowania mogę rzec, iż lepiej dopłacić kilkadziesiąt rupii i zjeść w jakieś miłej restauracyjce. Prędzej czy później prawdopodobnie wasz żołądek zamanifestuje w jakiś sposób swoje niezadowolenie.
  • Jadamy tam, gdzie widać dużo ludzi, niekoniecznie turystów
  • Przed jedzeniem stosujemy żel antybakteryjny, ponieważ często je się rękami

IMG_20170302_094412.jpg

PODRÓŻOWANIE TAXI/RIKSZĄ/MOTORIKSZĄ 

  • Zawsze warto mieść ze sobą mapę lub GPS, ponieważ kierowcy nie zawsze wiedzą gdzie jechać, często pytają o drogę innych ludzi, zdarzyło się również kilka razy, że korzystali z GPS na naszym telefonie
  • Warto wybierać kierowców, którzy mówią po angielsku. Jeśli nie mówią, to trochę przypadł kiedy nie wie jednak gdzie jedzie
  • Warto zapamiętać nazwę ulicy, na której znajduje się nasz hotel oraz  nazwy pobliskich ulic aby dotrzeć chociaż w okolicę hotelu kiedy nikt nie ogarnia
  • Cenę ustalamy PRZED jazdą upewniając się, że zawiera ona podatki, dot. np. 2 osób itd. Jeśli jedziemy gdzieś daleko, kierowcy chcą hajs za full przejazd (w tą i z powrotem), jeśli wynajmujemy kierowce na cały dzień, ustalamy celę wliczają również czas oczekiwania.
  • W Mumbaju tuk tuki i taksówki wyposażone są w liczniki (1km – 22Rs, po zmroku więcej). Często kierowcy nie chcą ich włączać i rzucają swoją cenę. To już nasza decyzja czy grozimy policją, targujemy się i jedziemy czy olewamy gościa i szukamy dalej. Im też często nie zależy, bo prędzej czy później znajdą naiwniaka, który się zgodzi, więc czasem może być ciężko znaleźć coś za odpowiednią cenę. (zwłaszcza w dużych miastach).
  • Targowanie się – za brak doświadczenia się płaci. Z czasem poznajemy zasady. Warto zorientować się wcześniej np. pytając w hotelu ile powinniśmy zapłacić za daną odległość. Ceny są różne. Riksza rowerowa jest najtańsza (dobra na bliskie trasy), następnie ciut droższa jest motoriksza, czyli tak zwany TUK TUK, oraz czaaaasem tylko ciut droższa ich większa wersja PIAGGIO. Następnie są już niezależne małe i duże taksówki oraz prepaid taxi. Wszystko zależy od „turystyczności” miasta, bezczelności taksówkarzy, odległości, naszych umiejętności i cierpliwości oraz stężenia cebuli krwi.
    • Niektórzy nie dają za wygraną i szukają najtańszej rikszy do oporu. Co kiedy wiemy, że kurs powinien kosztować 50Rs, a wszyscy taksiarze chcą 100Rs i nie ma bata? Kiedy różnica była niewielka – godziliśmy się i jechaliśmy, ponieważ kiedy szukaliśmy do oporu straciliśmy kupę czasu, energii i humoru, bo to zwyczajnie irytujące kiedy za każdym razem musisz się wykłócać, szukać i wiesz, że każdy robi cię w…Ale też nie dawaliśmy się orżnąć jak głupcy (chyba, że świadomie). Prepaid taxi zazwyczaj są przy większych dworcach i lotniskach, więc jeśli jesteśmy w pobliżu, można skorzystać z tej opcji, która często jest tańsza (ale zazwyczaj nie ma w pobliżu). Uważam, że nie ma co popadać ze skrajności w skrajność tzn. nawet zawyżone ceny nie przekładają się na ceny za polskie taksówki, są mega tanie. Z drugiej strony zapłacenie tyle ile płacą lokalsi graniczy z cudem, więc należy podążać drogą środka, aby nie stracić dnia, nerwów i dobytku./
    • CEBULA! Polaczki, polaczki…ciągle przed podróżą, w trakcie podróży i po niej – ludzie mają manie licytowania się kto ile wytargował za przejazd. W tym wypadku jest trochę inaczej niż z wypitym alkoholem w gimbazie, bo wygrywa ten kto wytargował najmniej. Brawo. Dobrze, że stać Cię na samolot za 3 klocki, ale 20zł za bycie wożonym przez cały dzień, już nie. Rikszasz na lokalsach się nie dorobi jakoś specjalnie, więc darujmy sobie buraczenie i popadanie w skrajności. 

Najwięcej  za taksówkę (normalnie SAMOCHÓD!) zapłaciliśmy w AGRZE (gdzie i tak jest ciut drożej przez Taj), bo aż 70zł za przejechanie ponad 80km oraz minimum 4 godziny czekania na nas…no i z lenistwa taxę zamówiliśmy przez „recepcję” hostelu co automatycznie podbija stawkę.

szczególnie za serce chwyta mnie:

Głównym wątkiem były jednak pieniądze. Chwalili się, jak mało wydają. Mieli drogie plecaki, modne bandany i wygodne trekkingowe buty. Za ich wartość można by wyżywić przez rok kilka wiosek w zapomnianym przez Boga i ludzi zakątku świata. Im się to jakoś nie gryzło. Opowiadali, jak tłumaczyli kierowcom rumuńskich tirów, że nie będą płacić za podwózkę, bo nie mieści się to w ich podróżniczym kanonie. Przecież ci backpackersi wyruszyli po to, by odnaleźć siebie, zerwać z pogonią za pieniądzem, uprościć swoje życie. Targowali się więc przy każdej możliwej okazji. Gdyby mogli, robiliby to z automatami do napojów. Tylko one były nieustępliwe, wszyscy inni się uginali. Podwozili ich za darmo, nocowali za pół ceny, karmili za grosze. A dzielni podróżnicy byli dumni, że realizują swoje marzenia z taką łatwością.

  • warto mieć zawsze jakieś drobne lub odliczoną kwotę (10, 20, 50, 100, 200 Rs) ponieważ taksówkarze zazwyczaj nie mają (niby), pewnie liczą na to, że machniesz ręką…
  • Jeśli planujemy zwiedzić kilka miejsc w ciągu dnia, warto dogadać się z jakimś kierowcą, żeby jeździł z nami cały dzień do wskazanych miejsc. Zazwyczaj płaciliśmy 500 – 600Rs (w zależności od odległości), kiedy zwiedzaliśmy, Pan na nas czekał (czyli nie zarabiał w tym czasie).
    • Warto zaznaczyć! że nie chcemy żadnych przystanków w sklepach jego ziomeczków. Zazwyczaj sklepy te są dużo droższe, a kupimy to samo co na straganach. Wszyscy będą chcieli wcisnąć nam szale z kaszmiru, po mocno zawyżonej cenie oraz będą sprzedawać piękne historie i wciskać nam napoje. Nie ufajmy skurczybykom. Masa turystów się nabiera, a kierowcy dostają za to bony na paliwo. Nasz taksówkach miał wywalone pomimo tego, że prosiłam o nie walenie w… i nie wożenie nas do takich miejsc, bo to strata czasu, ale poprosił, więc weszliśmy tylko żeby dostał bony na paliwo, wysłuchaliśmy gadki właściciela  i wyszliśmy, a kierowcy podziękowaliśmy, bo mnie wkurzył i nie tak się umawialiśmy. To jest mimo wszystko nasz czas. Poza tym jest to mocno irytujące kiedy jest się już zmęczonym, głodnym,  37 stopni jest w powietrzu i jest to naprawdę ostatnia rzecz o jakiej marzymy. AHA! zazwyczaj na początku jest pokazówka – że niby sami malują te rzeczy, sami robią, pokazują maszynę lub jak stemplują materiał, ale uwaga…jeśli się dobrze przyjrzymy, to zauważymy, że w sklepach są te same rzeczy i nie ma szans, aby taki sklep jechał na dwóch stemplujących typkach w piwnicy. Zazwyczaj i tak wszystko pochodzi z Puszkaru.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

PODRÓŻOWANIE KOLEJĄ – zob. 

W zależności od miasta dworzec może być przyjemny bardziej lub może być w ogóle nieprzyjemny, ale wciąż bez większych przykrości. Pierwsza zasada:

  • pilnujemy bagaży – my zapinaliśmy małe plecaki na kłódki, na dużych założone były pokrowce, a plecaki spięte były karabińczykiem
  • na większości dworców można kupić owoce, wodę, słodycze itd.
  • zazwyczaj turyści są główną atrakcją, każdy się gapi lub zagaduje
  • na niektórych dworcach są przyzwoite poczekalnie, ale czasem mogą na nich przebywać jedynie posiadacze biletów w wyższej klasie
  • pociągi jak i dworce są straaaasznie długie, wagony stają w wyznaczonym miejscu, więc możemy się wcześniej przygotować gdzie mniej więcej będziemy wsiadać
  • pociągi są dobrze oznaczone, ważny jego jego numer, nazwa i godzina które wyświetlane są na tablicy i monitorkach na peronie, oraz wagon i miejsce (wystarczy zajrzeć przez okno na numery aby wsiąść z dobrej strony)
  • ostrzegano nas aby nie pokazywać nikomu biletu, bo robią różne przekręty (nie wiem jak to działa) ale mieliśmy więc najważniejsze informacje spisane w notesie lub głowie
  • po przybyciu na dworzec warto rozpuścić ploteczkę o celu naszej podróży, gdybyśmy nie usłyszeli informacji o zmianie np. peronu, zawsze ktoś nam powie gdzie iść
  • Warto ściągnąć sobie aplikację IRCTC i śledzić pociąg, można również sprawdzić jak wyglądają poszczególne klasy, albo zamówić jedzenie
  • Bilety na pociąg kupowaliśmy przed wyjazdem, drogą internetową. Więcej o zakupie biletów → Rock’n Roll Train. Walka z IRCTC + klasy wagonów. Chyba była to najwygodniejsza opcja biorąc pod uwagę stres jakiego uniknęliśmy wielokrotnie. Zdecydowanie polecam tę opcję po tym co dzieje się przy kasach biletowych. Jeśli mamy ograniczony czas oraz jakiś plan do zrealizowania, bez sensu tracić czas na czekanie 3h przez pociągiem i sprawdzanie na porwanych listach czy mamy bilet czy nie. Jeśli nie kupimy biletu z puli, możemy kupić droższy bilet specjalnie dla turystów lub kupić bilet z wait-listy i czekać na wyrok – jedziemy czy nie. Wydaje mi się, że Indie to i tak na tyle szalony kraj, że jeśli zrezygnujemy z tego typu rozrywki, zaoszczędzimy trochę więcej energii i czasu na dalszą eksplorację. Kwestia priorytetów.
  • w pociągach Indusi robią syf, są głośni, głośno słuchają muzyki na telefonie, puszczają bąki i bekają – bądźmy gotowi:)
  • Pociągowi sprzedawcy oferują: gazety, kłódki, łańcuchy, samosy, napoje, słodycze, jakieś dziwne mieszanki, ryż, warzywa w cieście i oczywiście chai ♥ Jednak taki handlowy ruch odnotowuje się zazwyczaj w klasach sleeper i niższych. W wyższych sprzedają chai i inne napoje, można złożyć zamówienie na posiłek (ryż, chapati, masala) lub w cenę biletu wliczony jest katering (3ooRs za 2 osoby) i wtedy najemy się do syta. W internecie jednak pojawia się mnóstwo artykułów o skandalicznych warunkach (karaluchy, szczury itd.) w jakich to jedzenie jest przygotowywane i trzymane.
  • NAJWAŻNIEJSZA PORADA: jeśli podróż ma trwać od 3h w górę, zabierzcie ile żarcia się da, bo mogą być opóźnienia…spore. 

ZAKUPY

Jeśli planujemy zakupy w postaci ciuchów, suwenirów i wszystkiego innego, najlepszym do tego miejscem będzie Puszkar, który szalenie polecam. Do Puszkaru przyjeżdżają właściciele sklepów indyjskich z całego świata i robią zakupy hurtem. Jest tam również dużo punktów typu Fedex (Polska, 10kg – 250zł). Co ciekawe również miasta takie jak Dźajpur zaopatrują się w Puszkarze, ale oczywiście w Dźajpurze wszystkio jest duuuużo droższe i nie warto tam nic kupować. Każdy rikszarz mówił nam, że w Puszkarze nic nie ma, a tym czasem odnaleźliśmy tam raj. Zazwyczaj ceny w Puszkarze nie są również zawyżone tak strasznie, zawsze dostaniemy zniżkę przy zakupie większej ilości i wszystko jest pakowane w takie materiałowe torebeczki:) Jeśli jednak już musimy kupować w innych miastach:

  • kupujmy na straganach, nie w lokalach (kupimy to samo, a ceny w lokalach są wyższe)
  • jeśli mamy upatrzoną jakąś rzecz, nie kupujmy od razu, tylko rozeznajmy się w cenach na innych straganach np. ceny za herbaty wahały się od 150 – 300Rs za tą samą herbatę. To samo dotyczy ubrań.
  • Nigdy nie pokazujmy, że nam zależy, bo zapłacimy więcej.
  • Jeśli sprzedawca nie zgadza się na Twoją cenę:
    • mówiłam, że chyba żartuje, bo widziałam taniej i tam kupię
    • mówiłam, że nie jest mi to bardzo potrzebne, więc nie będę wydawać tyle kasy
    • twardo obstawałam przy swoim, sygnalizując, że wiem ile ta rzecz powinna kosztować
    • stosowałam metodę „miej wyj..a będzie ci dane”…mówiłam „ok to nie” i odchodziłam powoli, okazują brak zainteresowania, wtedy Pan za mną biegł krzycząc „ok! ok! no problem! 150!”
    • czasem jednak odejście nie owocowało tak jakbym chciała i przez dumę traciłam fajną rzecz, tylko raz wróciliśmy do miejsca, gdzie „odejście” nie pomogło…duma do kieszeni.
  • sprawdzajmy rzeczy na straganie, materiał, skazy, nierówne szycie, brud – albo uchronimy się przed kupieniem badziewia, albo wytargujemy zniżkę:)

UBIÓR i ZACHOWANIE

  • Nasz przewodnik (Bezdroża) przestrzegał przed chodzeniem za rękę i okazywaniem sobie uczuć publicznie, ale głównie w Puszkarze. Chyba było to trochę przesadzone. Nigdy nie mieliśmy problemów przez chodzenie za rękę, wręcz przeciwnie! był to sygnał, który ucinał propozycje wyjścia za mąż, gapienie się i zaczepianie. Jedynie stare, tłuste baby ze dwa razy spojrzały z pogardą, ale to pewnie dla tego, że były stare, tłuste i zgorzkniałe ;). Oczywiście uczuć publicznie sobie nie okazywaliśmy, jeśli chodzi o przytulanie, całowanie itp. To już by mogłoby sprowokować jakiś odzew społeczeństwa indyjskiego. Kiedy nasz pociąg był jedenaście godzin opóźniony, a ja po nocy wymiotów, leżąc na swoim plecaku, oparłam głowę na kolanach Kamila, przyciągało to wiele spojrzeń, ale było to również wynikiem tego, że Gaya jest małym miasteczkiem i turyści są atrakcją i tak.
  • Nie robimy zdjęć w niektórych miejscach, bo możemy kogoś obrazić np. podczas ceremonii na jeziorem w Puszkarze itp.
  • Kiedy widzimy informację lub półeczki – należy zdjąć buty, inaczej będą nas ścigać i krzyczeć
  • Czasem możemy spodziewać się opłaty za strzeloną focię. (Czasem, czyli ogólnie zawsze, jeśli jakaś baba pozuje nam w pięknym sari, to będzie chciała hajs, tak jak sadhu na ghatach)
  • Nie wychodzić po 22 (rape time), zaczyna być trochę przerażająco, motocykliści jeżdżą znacznie szybciej – oczywiście zależy od miejsca
  • Nie głaskać psów, krów itd. (bo chore, bo święte, albo zjedzą. I tak zazwyczaj wyglądają odpychająco)
  • Jesteśmy stanowczy, ale nie obrażamy nikogo, bo będzie awantura i zleci się tłum ludzi.
    • Jeśli rikszarze po wyjściu z pociągu ciągną nas za rękę, wystarczy delikatnie odtrącić i warknąć
    • DZIECI! Jeśli wstrętne, brudne dzieci chcą pieniędzy, jedzenia w postaci ciastek, coli itp. NIC NIE DAJEMY!!!
      • JEŚLI SĄ GŁODNE, TO MAJĄ ZAPEWNIONY 3X DZIENNIE POSIŁEK W GURUDWARACH.
      • JEŚLI IM COŚ DAMY, TO ZLECI SIĘ ICH WIĘCEJ I NIE ODPĘDZIMY SIĘ OD NICH NIGDYYYY
      • Szarpią za butelkę z colą, kieszenie itd. – wtedy dostają po łapach.
      • Udają, że sprzątają w pociągu i chcą kasy – odganiamy! Jak chciały od nas kasy lub jedzenia to mówiliśmy:
        • „Idź do Gurudwary, dostaniesz jedzenie” – były w szoku i odpuszczały
        • „nie jestem bankomatem”- również były zdziwione
        • „nie” x 100
        • „a może ty mi dasz kasę?”
        • „ja ci dam jedzenie, a ty mi kasę” – odp. „not funny” i odchodziły
        • lub mówiliśmy po Polsku, kiedy one mówiły w hindi lub wykrzykiwały nazwy ciastek po angielsku

Brzmi to strasznie nieczule, ale skala tego zjawiska jest ogromna. Jednak wielokrotnie słyszałam o sytuacjach, kiedy dzieci po prostu zaczynały bić się między sobą, więc trzeba byłoby dać coś każdemu. Takie sytuacje są gorsze, niż odmówienie.

  • Wszyscy wystawiają łapy po kasę, kiedy widzą podróżnych. Czasem wygląda to tak, jakby myśleli sobie „O biali, a to wystawię, a nuż się trafi…” – olewamy, podobnie jak kobiety z dziećmi – również możemy odesłać do Gurudwary. Na Ghatach kobiety chodzą z butelkami na mleko, ale jeśli chcesz im wlać, to nie chcą, wolą kasę oczywiście.
  • NIE WSPOMAGAMY I NIE NAKRĘCAMY ŻEBRACTWA!!! PRZESTRZEGA PRZED TYM NAWET RZĄD INDYJSKI!!! Powinni tą informację drukowanymi literami przekazać starym babom z Niemiec, Anglii czy innych Ameryk. Tragedia. Tak samo jak dawanie w Polsce kasy cyganom, którzy otumaniają narkotykami dzieci lub psy i tworzą zajebiście zorganizowane szajki, ale jakiś frajer zawsze da kasę i biznes trwa.

DSCN0738.JPG

Zdjęcie 50 Rs (3zł)

Pan poniżej był najwspanialszą osobą jakąś spotkaliśmy w Waranasi i to za darmo

DSCN0693.JPG

 

Co zabrać do Indii. Left hand free!

 

 

Indyjski ekwipunek

 

  1. plecaki 60l i 70l + 2x 30l
  2. KAWA/HERBATA/PRZEKĄSKI/ZUPKI (są też na miejscu, ale nie ufam składnikom indyjskim)
  3. saszetka/nerka na brzucho (wsadzona w szlufki! zakryta bluzką!) (rozdzielamy kasę na dzień i na resztę podróży)
  4. ukryta saszetka przylegająca do ciała pod ubranie – nie pokazywać, trzymać większe kwoty, karty, niewymieniony hajs, paszport etc.). Warto zainwestować w taką z lepszego materiału żeby było bardziej komfortowo, gdyż upał tandecie i brzucholowi nie sprzyja
  5. portfel – na drobne wydatki, żarcie itd. (trzymamy w nim małe kwoty; przyczepiony na łańcuszku do nerki lub szlufki)
  6. pokrowce na plecaki sprawdziły się super (uszyłam sama, gdyż pokrowce są dość drogie) – dzięki pokrowcom mamy większą pewność, że nikt nam nie będzie grzebał po kieszeniach, nawet w tłumie. MUST HAVE
  7. kłódki (2x małe do plecaków) – można również zabrać kłódkę do zamykania „po swojemu” pokoju lub kupić na miejscu 
  8. kubek metalowy/menażka
  9. grzałka podróżna
  10. aparat/telefon/tablet
  11. ładowarka do aparatu/telefonu itd.
  12. powerbank – w himalaje bierzemy solarny
  13. scyzoryk
  14. nitka + igła
  15. taśma – cienka, przezroczysta (po prostu się przydaje nawet do pakowania pamiątek), ale niektórzy polecają zabrać powertape (zapomniałam spakować i się obeszło)
  16. Przewodnik: Bezdroża, Indie północne. Nepal i Goa. Orientalna mozaika. (ok. 80zł) – trochę nieaktualne ceny za wejściówki (Indie drożeją)
    • polecany przez wszystkich Lonely Planet zawiera same drogie hotele/hostele, drogie restauracje i ogólnie dostosowany był chyba do emerytowanych Niemców. Wszystkie rekomendowane przez LP miejsca z racji tego, że rekomenduje je LP podnoszą ceny. No i sam przewodnik jest dużo droższy niż bezdroża, które są naprawdę spoko.
  17. Telefon z GPS lub GPS (bardzo często się przydaje, nawet rikszarze korzystali z naszego GPS’u)
  18. Aplikacje: maps.me, mapy google (bardziej szczegółowe), WhatsApp, IRCTS (koleje indyjskie), clear trip, trip advisor
  19. tzw. „złodziejka” na usb
  20. długopisy + notes
  21. sznurek na pranie
  22. ręczniki szybkoschnące dr bactyhttps://www.zabierzkoniecznie.pl
  23. zatyczki do uszu
  24. opaska na oczy
  25. śpiwór + prześcieradło&poszewka na poduchę (które na koniec wyrzucamy)
  26. mała latarka
  27. PLN’y wiele osób prosi o pamiątkę w postaci monetki z danego kraju
  28. krem przeciwsłoneczny (lepiej kupić na miejscu, ceny podobne)
  29. MUGGA deet 50% – na miesiąc wzięliśmy x2
  30. niezbędnik w postaci łyżko-widelco-noża (6zł militaria.pl) 
  31. małe worki na śmieci
  32. wachlarz! (żałowałam, że nie wzięłam, ponieważ w Indiach sprzedają tylko badziewie z pawich piór)
  33. karty do gry/książka/podróżne szachy
  34. Mieliśmy ze sobą również tzw. słomkę życia (LifeStraw), która filtruje wodę, ale przydała się jedynie na lotnisku, ponieważ mieliśmy dość długą przesiadkę cena rurki zwróciła się, ponieważ nie musieliśmy kupować wody. Oczywiście nie jest to moim zdaniem rzecz niezbędna.
  35. torebka materiałowa na zakupy – Indie banują plastikowe siatki, więc wspierajmy ich w tym

Warto wrzucić na dno plecaka kilka zupek chińskich na czarną godzinę (np. gdy pociąg będzie opóźnony 11h)

UBRANIA

  • 3 pary majtek
  • 2 pary skarpetek (w niektórych miejscach trzeba zdjąć buty, dlatego warto mieć ze sobą jedną parę, ponieważ bywa, że beton jest bardzo nagrzany a marmur zimniutki, a późnej jesteśmy chorzy – jak ja)
  • kapelusz w którym nasza głowa się nie zagotuje (my nie wzięliśmy i męczyliśmy się, a na ulicach plastikowa tandeta) lub chustka (cokolwiek)
  • dwie pary spodni
    • chłopakowe: bojówki, a na miejscu kupił Kozioł szarawary
    • dziewczyńskie: 2x luźne, przewiewne i cienkie spodnie + legginsy (do spania i czy tam pod inny salwar kamez jeśli ktoś reflektuje)
  • koszulki x 3 + jedna do spania
  • bluza na zimne wieczory + w wersji dziewczyńskiej, cienka narzutka lub chusta do osłony

AKCESORIA

  • jw. – chusta żeby zasłonić głowe w meczetach lub okryć się przed spojrzeniami
  • okulary przeciwsłoneczne
  • klapki pod prysznic, najlepsze są lekkie, gumowe, które nie nasiąkają wodą
  • buty – najlepiej zabrać wygodne, oddychające, ale takie, których nie będzie nam szkoda lub wygrzebywanie krowiej kupy nie będzie wyzwaniem (szczególnie jeśli planujemy pobyt w Waranasi) – ja kupiłam po prostu używane sketchery.
  • zegarek – wszelką inną biżuterię polecam zostawić w domu

HIGIENA

  • mydło odkażające w płynie (mieliśmy przelane do dwóch buteleczek po 100ml, później kupiliśmy na miejscu w aptece)
  • żel antybakteryjny (mieliśmy chyba 500ml, ale również dostępny jest na miejscu)
  • szczoteczka + pasta (również dostępne na miejscu, zaznaczam, że produkty Himalaya są tam bardzo tanie)
  • szampon (również tylko na kilka dni, aby nie wozić całej tuby – dostępny na miejscu)
  • dla kobiet żel do higieny intymnej (przedwyjazdowe zalecenie ginekologa) (nie wiem jak z dostępnością na miejscu, ale wolałabym nie tłumaczyć Panu w aptece)
  • penseta, nożyczki do paznokci, ew. pilniczek
  • szczoteczka do czyszczenia paznokci etc. (żałuję, że nie wzięłam, ostatecznie przydałaby się nawet do czyszczenia butów z kupska)
  • tampony (podpaski są w sklepach)
  • płyn do prania (tylko na pierwsze kilka dni, proszek dostępny na miejscu np. surf exel, saszetka 2Rs ok 12gr)
  • chusteczki nawilżane (do samolotu i na co dzień)

APTECZKA – większość do kupienia w Indiach

  • Szczepienia, Vaccines, Vakcíny, टीके
  • Octanisept
  • Paracetamol
  • Stoperan
  • Nifuroksazyd
  • Enterol (przez miesiąc w podróży + 2 tyg. przed)
  • Elektrolity (najlepiej kupić na miejscu GLUKON ok 6zł) zaraz po przyjeździe, ponieważ działa świetnie, starcza na długo, lokalsi polecają, a u nas elektrolity strasznie drogie
  • Aviomarin (nie tylko w podróży)
  • KOBIETY: Warto zapytać ginekologa o jakieś leki przeciwgrzybiczne, wysypki czy inne obleśności, które mogą się przytrafić – wolałabym nie korzystać z usług indyjskiego ginekologa…po prostu lepiej mieć ze sobą
  • leki przeciwgorączkowe/przeciwzapalne/odpornościowe/przeciwbólowe
  • koc NRC
  • kilka par rękawiczek jednorazowych (np. 2-3)
  • plastry na pęcherze
  • SÓL FIZJOLOGICZNA – również o niej zapomniałam, a warto wziąć ze sobą aby przemyć chociażby oczęta po całym zakurzonym dniu

Warto wziąć po jednym blistrze każdego z ww., gdyby coś się działo i tak lepiej zaopatrzyć się w indyjskie specyfiki, ponieważ np. jak w przypadku biegunki, nasze leki mogą nie działać ze względu na inną florę bakteryjną. Tamtejsze apteki są bardzo dobrze wyposażone.

DODATKOWO

  • Ubezpieczenie + kopie do każdego plecaka (jakby któryś bagaż nie dojechał)
  • Wiza + kopie (jw)
  • Bilety np. pociągowe, samolotowe (są xera, ale my zabraliśmy wydrukowane ze sobą, jeśli na bilecie są dwie osoby, to wystarczy, że jedna osoba będzie miała bilet) – kopie w przypadku samolotu
  • Potwierdzenia np. bookingu (ściągnięte na jakieś urządzenie bądź wydrukowane)
  • książeczka szczepień
  • Xero wizy, paszportów, ew. dowodu osobistego – WARTO ZROBIĆ XERO PASZPORTU!!! Zazwyczaj w hotelu chcą zabrać nam paszport żeby zrobić xero, spisać dane etc. i zazwyczaj gdzieś muszą z nim jechać. LEPIEJ TEGO UNIKAĆ. Przy skali wypadków w Indiach, wolę po prostu nie ryzykowac i zastanawiac się co się dzieje z moim paszportem i czy wrócę do Polski ♥ Przesada? Nie wiem.

Wszystko warto również zeskanować i wrzucić na maila

DSCN0694.JPG

Sadhu, 02.2017 Waranasi

DSCN1805.JPG

Apteka, Agra 02.2017

DSCN1806.JPG

Apteka, Agra 02.2017