Po pierwsze! Zanim umówicie się na jakąkolwiek wizytę – wyciągnijcie swoją kartę szczepień. Na tej podstawie lekarz dobierze wam odpowiednie szczepionki.
Najpierw warto poczytać. Nie panikować! Jest wiele choróbsk, ale większość z nich moglibyśmy złapać również w Europie (a nie szczepimy się nawet ba dur brzuszny!)
Rynek szczepień szaleje. Dlatego znajdziemy ogrom ofert w zakresie medycyny podróży, gdzie dobiorą nam wachlarz drogich szczepionek, oczywiście wszystkie będą niezbędne. Za dodatkową stówkę skompletują nam także apteczkę doskonałą. Ale nie popadajmy w panikę
Obdzwoniłam wszystkie krakowskie przychodnie, szpitale i miejsca, aby zorientować się w cenie. Najrozsądniejsza wydała nam się przychodnia FALCK na ul Mazowieckiej 4 w Krakowie, która wcale nie specjalizuje się w medycynie podróży.
http://www.falck.pl/pl/zdrowie/centra-medyczne/krakow/
Interesowała nas łączona szczepiona na żółtaczkę WZW A + B i Dur brzuszny – standard. Cena pierwszej – 190zł, drugiej – 50zł. Ceny bywają naprawdę różne, czasem aż dwa razy dopytywałam nie dowierzając. Trafiliśmy na świetną internistkę – Dr Szablińska (sama podróżuje). Cud kobieta! Wszystko dokładnie sprawdza, doczytuje. Poinformowała nas, że osoby urodzone w 1986 roku i wyżej, były szczepione na żółtaczkę w szkole i atakowanie układu immunologicznego większa dawką szczepionki może doprowadzić po prostu do jego „przegrzania” i ciężkich powikłań. Zostaliśmy więc jedynie przy WZW typu A i szczepionce na dur. Dodatkowo lubego czeka szczepionka przeciwtężcowa (40zł), ponieważ minęło 10 lat od ostatniego szczepienia. Jak pewnie kojarzycie szczepionka na żółtaczkę podawana jest w 3 dawkach. Dzięki karcie szczepień, okazało się, ze wystarczy nam jedna dawka + od roku do lat pięciu powinno się podać drugą dawkę przypominającą (którą wykonamy, ale w budżet podróży już jej nie wliczamy). Także jesteśmy całe 520 zł do przodu!
Niektórzy również sami ściągają szczepionki do aptek, podobno można zaoszczędzić parę groszy. Ale nam się bawić w to nie chciało.
A więc, nie dajcie się naciągać, ponieważ rynek szczepionkowy żeruje na spanikowanych turystach. Szczepionkową nadgorliwość odradzają również doświadczeniu w boju akademiccy wykładowcy odwiedzający Azję oraz sam dyrektor (ambasador) Instytutu Dalekiego Wschodu w Krakowie. Żółtaczka + dur, są wystarczające.
Jeśli chodzi leki anty-malaryczne – szczepień nie ma, ale są tabletki. Bardzo drogie, wystarczające na 2 tyg. Jednak słyszałam, że warto wstrzymać się i zakupić je taniej na miejscu, jeśli ktoś się uprze. My wyposażamy się w ogromny zapas MUGGI (deed 50!)[http://www.mugga.pl !!!]. Istotny jest również rejon i pora roku, w której planujemy podróż. Do wyboru Susza, Monsun albo Zima
Wszelkie inne szczepienia zależą od charakteru w jakim tam jedziemy. My przykładowo nie planujemy nawiązywać niepotrzebnego dialogu z wszędobylskimi piesełami, więc ze szczepionki anty wściekliźnie rezygnujemy.
Więcej na temat szczepień:
http://www.medycynatropikalna.pl/kraj/indie/74
Oraz polecam ku przestrodze przeczytać o przypadku zachorowania na dengę, co prawda w Tajlandii, ale artykuł zwraca uwagę na kilka ciekawych kwestii, o których często zapominamy: http://www.national-geographic.pl/traveler/jak-prawie-umarlam-na-denge-w-tajlandii