Przychodzi baba do lekarza… – Szpitalny savoir-vivre

A lekarz też Baba.

Chociaż pilnowaliśmy się na każdym kroku, jedliśmy w raczej pewnych miejscach, nawet zęby myliśmy wodą mineralną…I tak nas dopadło. Polska wódka również nie dała rady.

Zmiana klimatu, jedzenia, zmęczenie, stres, inna flora bakteryjna, upał. Wszystko to może wpłynąć na nasze zdrowie, wobec czego lepiej nie dokładać sobie i swojemu organizmowi pijąc wodę z kranu czy kąpiąc się w indyjskich zbiornikach wodnych. I tak prędzej czy później odczujecie indyjską gościnność.

Wizyta w szpitalu

Po własnych przeżyciach, po przeżyciach Kamilskich, opowieściach znajomych oraz wnioskując z odgłosów, które niosły się poprzez kratki wentylacyjne hotelowych ubikacji, chorowanie jest tam normą. Oczywiście nie każdego musi to spotkać, jednak warto być na to przygotowanym i wiedzieć co robić kiedy wydaje nam się, że umieramy.

  • Przed wyjazdem udać się do lekarza, żeby zrobił nam listę niezbędnych leków oraz opisał jak je zażywać (my nie poszliśmy, ale zrobiliśmy dobry research)
  • Warto wyposażyć się już po przyjeździe w Indyjskie specyfiki na gorączkę, biegunkę, wymioty, elektrolity na wzmocnienie podczas chorowania, krem z filtrem, papier toaletowy jeśli nie wzięliśmy ze sobą. Pamiętajmy, że nasze leki mogą nie działać na tamtejszą florę bakteryjną. Aptek jest bardzo dużo, nie ma problemu z ich znalezieniem. Dostajemy tam paragon i wskazania, jak zażywać otrzymane leki.
  • Jeśli problemy żołądkowe, jelitowe lub każde inne nie mijają po 3 dniach, należy udać się do lekarza.

Mnie pierwszy raz katharsis dopadło czwartego dnia w Waranasi. Wymiotowałam i płakałam z bólu, na drugi dzień było lepiej. Odsypiałam nieprzespaną noc w opóźnionym o 11h pociągu. Wieczorem to samo dopadło Kamila…Nawet nie było sensu brać leków. Po prostu musieliśmy to z siebie wyrzucić. Let it be. To był też pierwszy i ostatni raz kiedy w Indiach zjadłam samosy i curry.

Łatwo o przeziębienie

Kolejne starcie pokryło się z przeziębieniem. Słuchajcie waszych facetów i noście skarpetki w plecaku! Mnie rozłożyło od klimatyzacji ustawionej w pociągu chyba na -8373 stopnie i chodzenia na boso po marmurze. Zazwyczaj w świątyniach i innych zabytkach należy zdjąć buty, ale skarpy warto zostawić…Tak więc do Dźajpuru dojechałam chora. Później doszły do tego problemy żołądkowe, zimny zalewający pot, skurcze, gorączka, 37 stopni na zewnątrz i wesele.

Było super, biała weselna atrakcja na środku parkietu, jednak gdy tylko udało mi się wrócić do pokoju, myślałam że umieram. Serio było źle, ale głupia nie chciałam panikować. Tak konałam sobie aż do Puszkaru, gdzie chłop zaciągnął mnie do szpitala.

Szpitalny savoir-vivre

Zwykły ktoś zadzwonił po lekarza. Lekarz przyszedł po jakimś czasie, pomachał głową na prawo i lewo jak Indusi mają w zwyczaju, zbadał, pouczył jak żyć, wypisał receptę i kazał wrócić z lekami aby opisać dawkowanie. Zmierzenie temperatury polegało na dotknięciu ręki, natomiast cala procedura jak w Polsce – mierzymy ciśnienie, nawet jak urwało nogę.

Wizyta ok 70zl, leki na 3dni ok 36zł

Recepta, w aptece drukują paragon (w niektórych tylko coś tam bazgrzą)

Co ciekawe leki wycinane są z listka, jeśli mam je zażywać tylko przez 3 dni, po co płacić za wszystkie. Mądre.

  • Nie wolno bagatelizować objawów, nawet jeśli czujemy, że to pierdoła
  • Warto poczytać przed wyjazdem o chorobach tropikalnych, malarii, dendze itd. aby umieć je rozpoznawać. Nawet nie wiecie jak się cieszyłam, że mojej gorączce towarzyszy katar i kaszel, bo już na początku ugryzły mnie 3 komary -.-
  • Jeśli chodzi o chorobę, Indusi pomogą. Pokażą najbliższą aptekę, doradzą itd. Chyba, że traficie jak my, na ziomeczka który powie wam, że wszystkie apteki są zamknięte, po czym trafiacie na ulicę pełną aptek…otwartych. Indian mind.
  • Na lekach są wydrukowane ceny
  • Zawsze prośmy o wyjaśnienie dawkowania i paragon np. dla ubezpieczyciela
  • Papier toaletowy również raczej łatwo kupić (nie w każdym hotelu jest), jednak najszybciej kupić go w aptece.

Dodaj komentarz