Archiwa tagu: money

Okolice Katmandu – ucieczka przez kurzem!

Kiedy tylko opuściliśmy Katmandu i spotykaliśmy innych włóczęgów, każdy ze zdziwieniem pytał, jak długo tam wytrzymaliśmy. Jak to możliwe, 7 dni?!

Katmandu to bardzo zanieczyszczone miasto. Piach zgrzyta w zębach, a świadomość nepalczyków o zanieczyszczeniu środowiska oraz tego jaki wpływ na zdrowie ma palenie plastiku o poranku jest raczej żadna. To strasznie smutne, bo to wspaniali ludzie. Jednak, faktycznie po tygodniu Katmandu staje się dość uciążliwe. Ponieważ mieszkaliśmy praktycznie w oku cyklonu, każda wyprawa czy to na autobus, zwiedzanko, załatwienie jakiś papierów, wiązała się z przeprawą przez najbardziej zatłoczoną, zakupową ulice (czerwony kolor na mapce), co zajmowało godziny…jednak to był tez jedyny sposób aby odpocząć od tego szalonego miasta i udać się na jego spokojniejsze, XVI wieczne obrzeża. Taki był nasz sposób. W 7 dni nie udało nam się zobaczyć wszystkiego.

Na mapce zaznaczyłam okolicę (rondo z kładką nad drogą), z której odjeżdząją busy do Bhaktapur, Patan itp. Jak widzicie przystanki są zaznaczone na mapie i faktycznie odpowadają rzeczywistemu stanowi, także bez problemu znajdzieje rozklekotany autobus i Pana wykrzykującego kierunki jazdy. Nie ma się co stresować, bo prostu bądźcie trochę wcześniej żeby zorientowac się w sytuacji i PYTAJCIE. Ludzie bez problemu wskażą wam również miejsce na mapie.

mapka katmandu.PNG

Kowalski, jakie mamy opcje?

  • Dhulikhel, piękna newarska miejscowość położona na wzgórzu 1150 m.n.p.m. z piękna średniowieczną starówką, świątynia Wisznu i Siwy, kampus. Możemy również podziwiać piękną panoramę himalajów. Jest to również dobra baza wypadowa na trekking np. 8h (trasa tam i z powrotem) do Namobuddy, gdzie znajduje się trzecia po Buddhanath i Swajabunath stupa. Według sutr, właśnie tam Budda oddal część swojego ciała głodnej tygrysicy. Znajduje się tam Brownie klasztor Thrangu Tashi Yangtse.
    • Dojazd z Ratna Park (na mapce) w Katmandu, 2h autobusem ok 50Rs (nepalskich rupii) – kiedy podróżujecie autobusami, zawsze pytajcie kiedy odjeżdża ostatni powrotny autobus!
  • Nagarkot, warto odwiedzić ze względu na taras widokowy, z którego można podziwiać Himalaje. Przy bezchmurnej pogodzie widać Dhaulagiri, Mount Everest, Kanczendzongę, Ganesh Himal, Langtang Lirung, Dorje Lakpę i Gauri Shankar. Dobra baza wypadowa na trekking do Dhulihkel (4-7h) lub Changu Narayan (4.5h). Warto zwiedzić Bhaktapur, a później udać się do Nagarkot i zostać na jedną noc, ponieważ najlepsza przejrzystość powietrza jest zaraz przez świtem. Wysiadając z autobusu, skasują nas 200Rs…chyba jakaś oplata klimatyczna, jak nad morzem .
    • Dojazd z Katmandu zajmuje ok 2-2.5h. Najpierw trzeba dojechać do Bhaktapur (autobus rusza z Bagbazaar, 25rs), a następnie przesiąść się  w autobus do Nagarkot (50rs). Droga jest hardkorowa. Normalny, rozklekotany autobus, wbija na 1600 m, gdzie nie ma asfaltu (miota nim jak szatan!) i siłą umysłu starasz się sprawić żeby nie spadł w przepaść. Niesamowite doznanie. Ostatni autobus powrotny jest o 17:30 dlatego jeśli nie chcemy zostać na noc, trzeba wyruszyć wcześnie rano.
  • Park Narodowy Sziwapuri Nagardżun, 500NPR + rower 500NPR, bo są tu super trasy rowerowe, najbardziej popularna Scar Road, uznawana za jedną z najtrudniejszych. Można również wybrak się na wędrówkę do Nagi gompy i Budhanilkanthy. Jest również opcja dla fanów wspinaczki skałkowej
  • Kirtipur– 5km od Katmandu, dwie piękne świątynie buddyjskie, niestety dotkliwie zniszczone przez trzęsienie ziemi
  • Pharping – jeśli ktoś nie ma ochoty na zwiedzanie, to jest to dobra opcja żeby zahaczyc sie na kurs medytacji w klasztorze buddyjskich i wziąć udział w pielgrzymce
  • Bhaktapur – 1500 NPR, Trzecie najważniejsze miasto Doliny Katmandu, zwane również „Miastem Wielbiących”. Dumnie widnieje na liście światowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego UNESCO. Czyste, zadbane i etniczne jak się masz! Sami newarczycy! (96%). Spacerując ulicami można spotkać mężczyzn w topi – tradycyjnym nakryciu głowy. Z biletem, mamy wstęp również do muzeów. Piękna architektura, piękne świątynie, uśmiechnięci ludzie. Dużo zwiedzania. Przy wejściu dostaniemy mapkę, jednak najlepiej zainwestować w przewodnika, albo dużo internetu, bo można się pogubić w tylu świątyniach i małych uliczkach
  • Patan, 1000 NPR  i kolejne piękne miasto z równie pięknym Durbar Square i uroczymy uliczkami. Zdecydowanie warto odwiedzić, ponieważ architektura Nepalu jest cudowna. Sporo chodzenia, jeszcze więcej zwiedzania. Niestety architektura Nepalu znacznie ucierpiała podczas trzęsienia ziemi, dlatego sporo budynków, jest w obecnie zabezpieczonych lub w trakcie odbudowy. Na szczecie widać na co idzie kasa w biletów!
  • Panauti – jeśli lubicie niewidzialne rzeki i rytualne kąpiele oraz więcej świątyń – polecam
  • Kodari, aż 4.5h drogi od Katmandu, znajduje się tu most przyjaźni łączący Nepal z Tybetem

Podróżowanie po Nepalu jest ciężkie ze względu na tragiczny stan dróg, albo ich brak. To istna serpentyna, z przepaściami i osuwiskami, ale podobno dopóki Nepalczycy nie krzyczą, to jest ok. Trzeba więc wziąć to pod uwagę planując przemieszczanie się oraz zwiedzanie.  Warto również sprawdzić czy nie wypada żadne święto, ponieważ wtedy autobusy nie kursują. O dziwo nie doświadczyliśmy żadnych opóźnień, chyba po prostu są wpisane w rozkład 🙂

Na pewno warto wyposażyć swój telefon w maps.me lub zapisać offline mapy z google.maps. Zasada jest taka, że warto pytać – w hostelu w restauracji np. gdzie jest przystanek lub ile powinnna kosztować taksówka/autobus. Zazwyczaj autobus dojeżdża wszędzie, więc jeśli taksówskarz się upiera, że koniecznie musicie z nim jechac albo rząda chorych sum, możecie powiedziec, że idziecie na autobus (który jest w sumie dużo tańszy i dostarcza atrakcji).

Podróże na własną rękę mogą być frustrujące i męczące, ale bardzo zachęcam do odwagi i kreatywności, ponieważ dzięki temu lepiej poznamy lokalną kulturę oraz pozwolimy zarobić lokalsom, a nie wielkim firmom wycieczkowym.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

 

 

NEPAL – przygotowania do podróży

Kolejną przygodę czas zacząć.

DSCN4778.JPG

Tym razem celem jest Nepal, jednakże jako typowi indiofile, chociaż na chwilę musimy postawić stopę na subkontynencie.

Na tę podróż chcieliśmy dać sobie co najmniej  2 lata…ale nie daliśmy rady. Rok po powrocie z Indii….WRACAMY. Decyzja zapadła w styczniu, więc znowu ciśniemy na 100% żeby zdążyć do Listopada.

Czemu do Listopada? Listopad-Grudzień + Marzec do najlepsza pogoda na podróże oraz trekking w Nepalu. Chcąc doświadczyć piękna Himalajów, należy wziąć to pod uwagę!

PRZYGOTOWANIA

Jak zwykle zaczęliśmy od zakupu biletów lotniczych – dość tanio, bo 3500zł 2os/2str. Od tej pory trzymam kciuki za Ukrainian Airline, bo opinie są dość przerażające. Research zaczęliśmy już zimą, ponieważ trzeba było trochę pokombinować. Jak wynika z moich obliczeń, bardziej opłaca się lecieć przez Indie, zamiast kupować bilety prosto do Katmandu. Znacznie częściej trafiają się promocje do Delhi, dlatego warto osobno kupić tani lot do Nepalu (oczywiście im wcześniej tym taniej, jak w PKP). No i tym sposobem zahaczymy o Indie ♥ (jeśli ktoś planuje jedynie transfer, wiza nie będzie potrzebna).

⇒ JAK SZUKAĆ I KUPOWAĆ BILETY LOTNICZE – „Jak tylko kupisz bilet, wszystko samo się układa” – Bilet do Indii

W między czasie kumulujemy kasę! Choć Rupia Nepalska jest 2x tańsza od Indyjskiej, ceny po trzęsieniu ziemi w 2015 trochę wzrosły.

Booking już klepnięty, nie ma co czekać i liczyć na szczęście na miejscu, tracąc czas na poszukiwania. Pamiętajmy – mamy SEZON podróżniczy, jest to też idealny czas na zdobywanie szczytów, więc oczekujemy inspirujących tłumów. Co więcej, w listopadzie wypada również Diwali – święto świateł, które automatycznie powoduje wzrost cen dla przybyłych białasów.

  • Booking – 6 miesięcy przed podróżą (i już brak miejsc w hostelach) – pozostaje couchsurfing.
  • Samoloty Indie-Nepal – 4 miesiące? trochę za późno się za to zabraliśmy i zapłacimy za to 😦 +500zł – lecieliśmy z JetAirways i Royal Nepal Airlines
  • Główny przelot – poszukiwania zaczynam bardzo wcześnie 10 miesięcy wcześniej, ponieważ muszę wcześniej klepnąć urlop w pracy
  • Kondyszka – 4 miesiące wcześniej + cały rok rowerowania ok 20km dziennie + weekendowe trasy ok 80km

Trasa podróży

Kraków » Kijów 1 dzień» Delhi (szybki transfer) » Katmandu i okolice (8 dni)» Pokhara(11dni)» Sauraha (Chitwan)(3dni)» Katmandu (2dni) » Delhi (4dni) » Kijów (szybki transfer) » Kraków

Co zabieramy?

  • zdjęcia do wizy nepalskiej, zdjęcia do legitymacji trekkingowca (ok 8sztuk)
  • leki na chorobę wysokościową – 1,5USD/150NPR – pół z rana i pół na wieczór. Kiedy na szlaku jest źle – schodzimy niżej i pijemy dużo wody mineralnej!
  • wszystko co zniechęci pijawki do krwawych drinków ( wsytępują od lutego do kwietnia)
  • coś co ukoi ból i powstrzyma ewentualna infekcję, jeśli jednak nieświadomie oddamy krew
  •  ciepłe ciuchy (wrzesień-styczeń), szczególnie jeśli planujemy trekking (temp. do -5 stopni, brak ogrzewania)
  • rękawiczki
  • softshell
  • polar
  • śpiwory (wrzesień-styczeń w base campach temp. -5/-10, w lodgach jest bardzo zimno)
  • okulary przeciwsłoneczne
  • odpowiednie ciuchy (poliestrowe! – szybko schną i wchłaniają pot, więc nie zmarzniemy)
  • wysokie skarpetki
  • kijki trekkingowe
  • mugga! 50% deet
  • tabletki do uzdatniania wody (w przypadku trekkingu)
  • batoniki Granola zwane w Nepalu: Trekkers Fuel/ orzechy nerkowca (kupujemy na miejscu!)
  • dobre, wygodne buty trekkingowe! (proszę tu nie oszczędzać!)
  • power bank solarny (z prundem w górach ciężko, noo chyba że wódka)
  • APARAT + dodatkowe baterie
  • Reszta po staremu: Co zabrać do Indii. Left hand free!

Kondycja!

Każdą podróżą się przejmuję i nie chciałabym żeby coś mnie ograniczało, np. ja sama. Więc wracamy do treningów! Na wysokości 4500 m.n.p.m wysiłek fizyczny to mega wyzwanie (zwłaszcza z zerwanym więzadłem), więc wzmacniamy siły, serducho i ciśniemy dobre kardio, bo stalowe łydki od rowerowych kilometrów już mamy!

Do trekkingu namówił nas Szef Kamila, który wraz żoną poliglotką gotuje i zwiedza świat:

https://www.kuukandtravel.com/jak-dotarlismy-na-himalajski-mbc-4500m-npm-i-jak-to-zrobic-zeby-sie-nie-zajechac-p/

 

Refleksja

W pewnym momencie, jak już postawi się człowiek życiu temu, zamanifestuje swoją obecność i ustali co mu pasuje, a  co nie, jakie ma cele i potrzeby, to się wszystko samo układa. Inspirujący i mądrzy ludzie pojawiają się na drodze i wtedy już ciśniemy prosto do celu.

Pomnik wielkiej miłości – Taj Mahal i Agra

Myśl o Agrze budziła we mnie typową Grażynę. Wszystko za sprawą Taj Mahal, którego doczekać się nie mogłam. Szahdżahan też, dlatego wydał na ten piękny grobowiec tyle hajsu, że prawie zrujnował kraj.

DSCN1346.JPG

OcDSCN1504.JPGzywiście Indie nie ułatwiały nam szybkiego spotkania. Noc poprzedzająca długą podróż do Agry, uraczyła Kamila wymiotnym katharsis, które udało się stłumić w przyjemnie zapowiadającej się podróży pociągiem, którą rozpoczęliśmy od walki o miejsce ze starą babą oraz śmiesznymi 2h z ziomeczkiem zajmującym się rozprowadzaniem oleju konopnego w Indiach, oczywiście w celach leczniczych. Jeśli interesuje was tego typu terapia, koleżka polecał indyjskie Himalaje. Zdjęcia wyglądały obiecująco.

http://www.glm-india.com

Przyjemna podróż szybko zamieniła się w piekło.

W pewnym momencie podróżowaliśmy z wielką rodziną wracającą z wesela: z dziećmi, starą chrapiącą kobieciną, pierdylionem walizek, jedzeniem, bekaniem i bagażem innych ohydnych nawyków. To co działo się od tej chwili w naszym przedziale, nadaje się na osobny wpis, albo książkę.

Podróż ta nauczyła nas jednego – bierz dużo jedzenia i picia nawet jeśli nie jedziesz daleko. Skończyły Ci się zapasy? – nie wybrzydzaj! Jak tylko zobaczysz jakiegoś pociągowego sprzedawcę na horyzoncie – bierz co dają! (chyba, że wygląda to bardzo źle), ale lepiej jeść np. chipsy, niż nie zobaczyć go przez kolejne kilka godzin i umierać z głodu. W zależności od klasy pociągu, można przed podróżą zabukować sobie spory obiad (300Rs [12zł] za dwie porcje) lub czyhać na gościa, który notuje coś na papierowym talerzyku – on was nakarmi ❤ Przed podróżą warto odwiedzić stronę kolei indyjskich, gdzie podane jest pociągowe menu wraz z cennikiem, bo co zaskoczeniem pewnie nie jest, ceny czasem się różnią:). Jednak już po powrocie z Indii trafiłam na artykuł ukazujący gastronomiczne zaplecze w jakim przetrzymywane są te pociągowe obiadki. Więc jeśli mamy silne żołądki, lubimy szczury i karaluchy, można zaryzykować.

Poza tym polecam:

ZATYCZKI, ROZRYWKI zabijające czas, MIOTACZ OGNIA lub MACZETĘ.

Podróż miała trwać 6h, ale zamieniła się w 18 godzinne cierpienie.

Głodni, niewyspani, wymęczeni dotarliśmy do Agry o 3 w nocy. Jazda z dworca nocą wymiata i przeraża, bo rikszarze na pustej drodze wyciskają z biednego tuk tuka ile się da.

Co ciekawe – śmierdziało, ale inaczej niż w innych miastach. Niewietrzoną toaletą.

Dzień dobry

Agra, jak każde miasto w Indiach, zupełnie zmienia się o świcie. Tylko krowy stoją tam gdzie stały.

DSCN1240.JPG

Rano, czym prędzej pobiegliśmy na dach hotelu, gdzie znajdowała się restauracja z pięknym widokiem na Taj oddalonym o jakieś 200m oraz najzajebistrzy kucharzo-kelner na świecie. Są to tak bardzo nieopisywalne rzeczy, że aż łza się kręci.

Oczywiście spotkanie z Taj dalej było niemożliwe. Był piątek, a w piątki okupują go muzułmanie (w końcu to meczet), więc jest zamknięty dla turystów.

Zwiedzaliśmy więc wszystko inne.

Do Czerwonego Fortu poszliśmy pieszo przez piękny park Szah Dżahana, z ogromnymi nietoperzami (wegetarianami).

DSCN1260.JPG

 

Czerwony Fort (500Rs) natomiast miażdży. Czerwony piaskowiec prezentował się naprawdę zacnie. Spędza się tam trochę czasu, więc polecam wziąć wodę i jedzenie (ale uważać na małpy i kontrolerów plecaków, którzy jedzenie nam zabiorą, jeśli je znajdą). Z fortu widok na Taj Mahal dalej intrygował. Po kilkugodzinnym zwiedzaniu fortu, przedarliśmy się przez Jamunę i odkryliśmy super fajne, mniej znane i oblegane miejsce zwane – Baby Taj (I’timād-ud-Daulah kā Maqbara).

DSCN1449.JPG

Nawet nie będę starać się przedstawiać wam arcyciekawych historii każdego z tych zabytków, po prostu dużo czytajcie przed i w trakcie podróży, bo znając historię, poszczególnych miejsc doświadcza się ich zupełnie inaczej. Oczywiście historie indologów itd. totalnie różnią się od historii opowiadanych przez lokalsów, więc zróbcie dobry research.

Baby Taj zdecydowanie polecam. Ostatecznie zrobił na mnie większe wrażenie, niż jego (chyba) mama.

Resztę dnia spędziliśmy na eksplorowaniu uliczek, targów, aptek oraz zakupie karty sim z indyjskim numerem. Co nas zaskoczyło, to przede wszystkim „normalne” sklepy (już nie stragan na środku ulicy), kostka zamiast asfaltu bądź piachu, ogromna ilość słodyczy (typowo tureckich), szyldy nad sklepikami, inna kultura naciągania. Ale okazało się, że takie ogarnięcie spotkamy tylko w najbliższej okolicy. Oddalając się od dzielnicy, którą rzekomo zamieszkują potomkowikie budowniczych Taj Mahal będzie dużo fajniej i brudniej – gwarantuje.

Nadszedł ten dzień.

Pobiegliśmy na spotkanie z Tadźem.

Ważne info:

  1. nie wpuszczają z plecakami i trzeba je targać do oczywiście płatnej przechowalni,
  2. najlepiej wyruszyć na podbój z samego rana, aby uniknąć stania w 3899km kolejce,
  3. z tego co pamiętam, najwcześniej otwarta zostaje zachodnia brama (ale trzeba to sobie zbadać)
  4. bilet kosztuje 1000Rs (ok 70zł), dostajemy do niego butelkę wody, takie szpitalne kapcie, które zakładamy podczas wejście do Tadźu. Z biletem tym wejdziemy z darmo do Czerwonego Fortu (więc możemy zaoszczędzić 500Rs), ale tylko w tym samym dniu

I wchodzimy. Nie ukrywam, że do tej pory mam ciarki. Jest to dość ekscytujące.

No i co? No trochę zawód. Taj Mahal jest piękny, ale ze względu na jego sławę, oczekujemy łamania żeber, urywania różnych części ciała, a spotykamy tłum ludzi, który znacznie utrudnia obiór. Ciężko jest nawet zrobić zdjęcie. Już w kolejce po bilet turyści głupieją, a po wejściu…serio, pozy jakie ludzie przybierali na tych ławeczkach, sari jakie ruskie baby odziewały do zdjęć (zdejmując biustonosz, żeby nie wystawał) przyprawiały mnie o mdłości. Być może to z nienawiści do ludzi w ogóle. Zrobiliśmy więc „słowiański przykuc” wywołując szok na twarzach modeli oraz modelek i poszliśmy dalej.

Warto skupić się na tym co Taj otacza. Piękny piaskowiec, Jamuna, klawy ogród, konserwatorzy, małpy, ogrom jastrzębi, papug, wiewiór… Czyli ogólnie uciekamy od tłumów.

OCZYWIŚCIE POLECAM, szalenie warto odhaczyć na liście „do zobaczenia”!

Wymarłe miasto

Po wizycie u Mumtaz, udaliśmy się do oddalonego o 40km opuszczonego miasta – Fatehpur Sikri. Taksówkarz dowozi nas do miasteczka u podnóża wzgórza (gdzie nie warto robić zakupów), następnie autobusem wjeżdżamy na górę (10Rs).

Zwiedzamy:

  • Zespół architektoniczny dawnej stolicy Wielkich Mogołów (bilet chyba 300Rs, ale z legitką wytargowałam zniżkę)
  • Wielki Meczet (Jama Masjid) – wjazd free

Opuszczone miasto jest bardzo cacy ♥

Meczet – piękny, ale ludzie ch**e.

Mówiłam o innej kulturze naciągania prawda? A więc, przyczepia się do nas chłopaczek, który mówi, że tu studiuje i gada z turystami żeby uczyć się języków. Zbija nas z tropu, bo zachowuje się normalnie, jak inni ciekawi studenci, których spotkaliśmy wcześniej. Jednak zaangażowanie z jakim pokazuje nam wszystko jest dość podejrzane, więc mówimy, że jest bardzo miły, ale nie potrzebujemy oprowadza i hajsu nie mamy żeby mu się odwdzięczyć. Oczywiście gość zaznacza, że chce tylko kontaktu z ludźmi z zagramanicy. Zwiedzamy, zwiedzamy, pokazuje nam mogiłkę gołębia – ulubionego zwierza tego typka, który spoczywa na środku placu. Fajnie jest… do momentu, w którym zwiedzanie kończy się na ukrytym w zakamarkach meczetu rodzinnym straganiku, gdzie do czynienia mamy z najbardziej nachalnym, upierdliwym, wkurzającym sprzedawcą świata, który czekał na nas nawet później przy wyjściu z meczetu żeby wepchnąć nam cokolwiek.

Wkurzył mnie bardzo. Dawno nie byłam tak wredna, na dodatek byłam chora i głodna, więc wiadomo :>. Szalę przeważyły wstrętne, bezczelne bachorzyska – tutaj gratuluję wszystkim *zje**nym turystom, którzy uczą je takich zachowań, zamiast olać je, jak rząd indyjski nakazuje. Eh.

Ostatni dzień, ostatnia noc

Następny dzień był oczekiwaniem na wieczorny pociąg, więc spędziliśmy go na ponownej eksploracji uliczek, malowaniu rąk henną (tzw. mehendi) oraz fieście i sjeście na dachu naszego hotelu. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że z daleka Taj Mahal wydaje się piękniejszy, taki jakiś magiczny…gapisz się i gapisz, a szybujące wokół jastrzębie sprawiają, że wygląda to tak, jakby czas wokół niego płynął wolniej.

DSCN1774.JPG

Zaczęła się również rozwijać, moja bolesna choroba, która osiągnęła apogeum na weselu w Dźajpurze

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Podsumowując – Mogołowie odwalili kawał dobrej, architektonicznej roboty.

 

Ile kosztuje podróż do Indii?

Jak hajs się zgadza – wszystko się zgadza.

DSCN3319.JPG

Oczywiście można jechać stopem, można porzucić pracę i wyruszyć w świat, załapać się na jakiś wolontariat, stypendium, wymianę lub zaplanować wycieczkę z biurem podróży. Wszystko zależy od budżetu, możliwości albo jaj (lub ich braku).

Jak ogarnia to zwykły pracujący, studiujący, mieszkający sam człowiek?

Nasza wersja wydaje mi się jednak najbardziej przystępna dla zwykłego człowieka, chociaż chyba (nieskromnie) najtrudniejsza, ponieważ nikt za nas nic nie załatwi i wszystko zależy od naszego przygotowania, ogarnięcia i planu. Oczywiście wszystkie opcje mają swoje plusy i minusy, jednak po powrocie mogę stwierdzić, że nigdy nie wybrałabym się do Indii z żadną wycieczką, biurem. Najfajniejsze atrakcje, sytuacje, najbardziej prawdziwe indyjskie doświadczenia, spotykają nas zawsze w najmniej turystycznych miejscach, w najmniej oczekiwanym momencie, pomiędzy znanymi atrakcjami, na najmniej znanych bazarach, ulicach itd. Turystyczne natomiast wpędzały w depresję i pozbawione były uroku Indii, którego każdy chce chyba doznać.

Do rzeczy.

SKĄD HAJS?!

Zawsze pytałam wszystkich wybierający się do Indii, skąd mają kasę?! skąd czas?! Jak żyć?! Jak to ogarnąć?! Impossible! Najczęściej: dobra fucha, rodzice, wolontariat, stypendium naukowe, granty, CYBER-NOMADZI, którzy pracują zdalnie – wszędzie, albo ludzie mający większe jaja niż my wszyscy razem wzięci, którzy rzucili wszystko i po prostu pojechali. My jednak nie chcieliśmy stracić pracy, studiów i mieszkania, prosić się nikogo o kasę, więc postanowiliśmy zrobić to po swojemu i udowodnić sobie, że się da.

Nigdzie, oprócz pięknych historii po podróży i standardowych porad nie mogłam znaleźć info, ile w sumie taki zwykły, biedny student potrzebuje, jak zaplanować podróż, wszystko tak totalnie od kuchni.

ILE?

BILETY  (3800zł)

*Bilety samolotowe do Indii (przy odrobinie starania ok 1700zł, przy szczęściu i talencie – 1300 i mniej lub oczywiście dużo dużo więcej). Nasze kosztowały w sumie 3500zł (ukrainian airlines) 3860 zł (emirates) – więcej o zakupie biletów!

WIZY – 500zł/ 2os na rok 2017 (jedna os ok 252zł)

UPDATE 2018!

*Wiza – CENY WIZ ULEGŁY ZMIANIE w 2018 roku – najpopularniejsza opcja 1 YEAR – 537.50zł/ 1os  (już w opłatą za kuriera) – jest to standardowa opcja dostępna przez Ambasadę Indii 

Bez tytułu

LUB 342 PLN e-wiza – przez pośrednika AINA.PL 

→ Więcje o wyborze wizy ←

Szczepienia – 500zł

Śliski temat. Wszystko zależy od tego co powie wasza karta szczepień, którą warto zabrać ze sobą na wizytę do lekarza. – więcej o szczepieniach!

Karolina – WZW A 180zł , Dur brzuszny 50zł; Kamil – WZW A 180zł , Dur brzuszny 50zł, tężec 40zł (jeśli minęło 10 lat od ostatniego szczepienia). w sumie 500 zł + od roku do lat pięciu powinno się podać drugą dawkę przypominającą WZW A (+ 180zł x2) 

Oczywiście niektórzy są hardzi, twardzi i gotowi na przygodę bez szczepienia. My zrezygnowaliśmy jedynie z (cholernie drogich) leków przeciwmalarycznych (warto sprawdzić zagrożenie w danym rejonie oraz rozważyć porę w jakiej wybieramy się do Indii) i wyposażyć się w boski środek MUGGA (30zł x2). Jak głosi reklama:

  • jedyna o tak wysokim stężeniu – DEET 50%,
  • chroni przed komarami, moskitami i kleszczami,
  • ochrona nawet do 9 godzin,

Leki – priobiotyki, elektrolity etc.

Najdroższy i najważniejszy był zakup enterolu na ok 40 dni x2 – 200zł

Resztę leków warto kupić na miejscu, są tańsze i dostosowane do tamtejszych chorób i flory bakteryjnej. Również jeśli planujemy treeking (łagodzące objawy choroby wysokościowej) oraz anty-malaryczne, które w Polsce kosztują krocie.

Ok. 250zł (włącznie z plastrami, przeciw-bólami itd).

Ubezpieczenie podróżne 

my ubezpieczyliśmy się w HESTII (najbardziej rozbudowany pakiet) – w zaokrągleniu 600zł (na dwie osoby) I DUPA, bo najbardziej korzystna jest planeta młodych, którą poleciła mi ekipa MyGecko.

Przechwytywanie.PNG

 

Samolot domesticowy

Indigo: Mumbaj – Waranasi – 500zł/ 2os.

IRCTC pociągi (627.73zł)

10 307 Rs  za ponad 3000km łącznie (627.73zł) – zaznaczam, że można to zrobić taniej, ponieważ my chcieliśmy spróbować różnych klas pociągów, płaciliśmy raz więcej raz mniej, na dłuższych trasach wliczona była również opłata za katering.

Transport na miejscu – 1100zł?

zależy od miejsca, rodzaju transportu i klasy którą podróżujemy (W każdym mieście ceny za riksze/motoriksze są inne).

My na „komunikację miejską” przeznaczyliśmy 1000zł

nie jestem w stanie podać dokładnej kwoty, ponieważ podróżowaliśmy nimi zbyt często. W każdym mieście ceny troszkę różnią się od siebie, a właściwie to rikszarze są bezczelni bardziej bądź mniej. Jedynie w Mumbaju spotkaliśmy liczniki w taksówkach, których kierowcy używają niechętnie (cena za km 22Rs – ok. 1.34zł). W tym wypadku wszystko zależy od naszej cierpliwości, stanowczości i szczęścia i dystansu. Przykładowe ceny: prepaid taxi w Waranasi – 800Rs (nocą wyższe stawki) za 35km (ok 48zł), Mumbai ok 15km prepaid taxi – 420Rs ok. 26zł (wraz z opłatą za duże bagaże). Ceny dla lokalsów oczywiście są znacznie niższe. 15km motorikszą z Gayi do Bodh Gayi – my: 150Rs (9zł) lokals: 20Rs…Przewodnik radzi aby zabrać się z większą ilością osób i płacić jak lokals, ale u nas to nigdy nie zadziałało. Niemcy, Anglicy, Amerykanie i inni hajsiaści z reguły ludzie „rozbestwiają” rikszarzy godząc się na chore sumy, które i tak są dla nich małe, więc nawet nie negocjują. Tym sposobem pewien Niemiec tą samą drogę, którą my przebyliśmy za 420Rs (26zł), przebył za 2000 Rs (122zł). Najwięcej zapłaciliśmy za zamówioną w hotelu taksówkę w Agrze gdzie za 88 km zapłaciliśmy 1200Rs (73zł z oczekiwaniem na nas na miejscu ok 3h). Więc warto się rozeznać w cenach ile mniej więcej powinniśmy zapłacić za 5km, 15km itd. i próbować wytargować tą cenę. To zależy czy umawiamy się na cały dzień z jednym kierowcą, czy zmieniamy wielu, czy jedziemy w jedną stronę daleko (kierowca może chcieć więcej hajsu za powrót), wyższe ceny po zmierzchu, no i oczywiście częstotliwość jeżdżenia. W niektórych miastach można wynająć rower, auto lub skuter i jeździć samemu. W Puszkarze za wynajęcia skutera na cały dzień płacimy 200Rs (12zł).

Jedzenie/picie  – 2000zł (z jedzeniem na lotnisku np. w Dubaju i Berlinie)

MAX 2000zł (na miesiąc)(wliczam wszelkie zachcianki w postaci owoców, batoników, czipsów, soczków, coca coli, piwa itp. oraz cholernie drogiego jedzenie na lotnisku w Berlinie, Abu Dhabi i Indiach)

  • Thali – zazwyczaj 150Rs i wzwyż, ale widzieliśmy też za 80 Rs jedynie w Udajpurze
  • Piwo – 150-200 Rs (750ml)(ok 12zł)
  • Papier toaletowy – 3oRs rolka (1.80gr)
  • Proszek do prania (saszetka na raz) – 2Rs
  • arbuz ok 2kg – 50/60 Rs
  • Samosy 5 – 6 Rs
  • Woda 15 – 30 Rs (1.80gr)
  • Banan 5Rs – kiść do 70Rs
  • Lay’s – 10 Rs (o smaku India’s magic masala :3) (czyli jakieś 0.54 gr) https://pl.coinmill.com/INR_calculator.html#INR=10DSCN2047.JPG

Nocleg – 1180zł (2 osoby) (miesiąc)

  • Hotel Highway Residency – 250zł?/ 1 noc – polecam (Mumbaj) (wliczony transfer z&na lotnisko, wliczone śniadanie, 2km od lotniska)
  • Asha Paying Guest House – 177zł/ 4 noce (wliczone śniadanie) – polecam (Waranasi), chociaż odradzam stare miasto. Następnym razem spróbowałabym hotelu w akademikach kampusu.
  • Roxy 170zł/ 2 noce – nie polecam (Gaya) (drogo, bo blisko dworca) (głośno, mysz, głośno, głośno, wifi z hotspota telefonu właściciela)
  • Sai Palace 115zł/ 3 noce – polecam! (Agra) 200 m od bramy Taj Mahal i restauracja z widokiem na Taj
  • Om Palace 97zł/ 4 noce- polecam (Dżajpur), spokojna okolica, chociaż dużo upierdliwych dzieci (- brak okien)
  • Suri Guest House –  97zł/ 4 noce – polecam! (Puszkar) (restauracja na dachu)
  • Kaveri Palace Paying Guest House – polecam! (Udajpur) 115zł/ 4 noce (restauracja na dachu + nauka gotowania)
  • Hotel Holiday Inn – 325zł/ 3 noce – polecam! (Mumbaj) (Możliwość zamówienia paszy do pokoju)

IMG_20170224_181959.jpg                         Widok z restauracji na dachu hotelu Sai Palace, Agra

Wejściówki – max 1300zł (?)

niestety nie zachowaliśmy wszystkich biletów/paragonów etc. Ale tak wyglądają ceny niektórych miejsc odwiedzonych przez nas (z reguły te najdroższe). Wydaje mi się, że mogło nas to kosztować pomiędzy 1000zł – 1500zł za wszystkie odwiedzone miejsca dla dwóch osób. Szczególnie polecam muzea! wszelkie inne atrakcje jak Taj Mahal są dość przereklamowane, co nie znaczy, że nie jest fajnie je zobaczyć:)

  • Taj Mahal – 1000Rs (w tym woda, kapcie typu szpitalki)
  • Red Fort- 500Rs
  • The City Palace Complex – 30 Rs (możliwość wykupienia wejściówek do konkretnych sal za grubszy hajs, ale mówią, że nie warto…a kasa spora)
  • Mansha Purn Karni Mara Ropeway – kolejka x 2 os. wjazd+zjazd – 193.20 Rs (brak możliwości zakupu biletu w jedną stronę)
  • Shilpgram – 100 Rs, 50Rs aparat
  • Boat Ride on Lake Pichola (z wizytą na wyspie) – 400Rs (NIE WARTO!)
  • Bagore Ki Haveli Museum – 100Rs
  • Amber Fort – 500Rs zagraniczni, 100Rs zagraniczni ale studenci
  • Buddhist Caves – 200Rs
  • Hawa Mahal – 200Rs zagraniczni, 25 Rs zagraniczni ale studenci
  • Baby Taj – 300Rs + jakaś opłata za aparat (zazwyczaj są wszędzie)

ITD. Zazwyczaj na oficjalnej stronie internetowej znajdziemy cennik.

Sum up! bilety od 30Rs do 1000Rs za osobę, bywa, że z legitymacją studencką jest taniej, dlatego warto zawsze zapytać, nawet jeśli nie jest napisane.

Warto również zwrócić uwagę na łączone bilety za np. 1000Rs (ważny przez chyba jeden dzień) mamy wejście do wielu miejsc – czasem bardziej się opłaca. My dostrzegliśmy taką opcję już po obejrzeniu reszty, a mogliśmy zaoszczędzić (gdybyśmy wiedzieli). Taki bilet można zakupić np. w Amber Fort w Dźajpurze, dlatego warto rozeznać się i dobrze zaplanować trasę zwiedzania jeśli planujemy być oszczędni. Również z biletem z Taj Mahal (1000Rs) mamy darmowe wejście w ciągu tego samego dnia do Czerwonego Fortu, dzięki czemu zaoszczędzić możemy 500Rs (30zł)…oczywiście my tego nie ogarnęliśmy i najpierw poszliśmy do fortu.

Suweniry – max 1200 zł (?) indywidualna kwestia

ceny szali zaczynają się od 200Rs, pierdoły jak breloczki od 20Rs, szarawary od 200Rs (chyba że uda się wam stargować jeszcze bardziej). Zazwyczaj podaną cenę dzielimy przez 3. Koszulki z dobrego materiału od 250 Rs, babskie cienkie, zwiewne bluzki od 150 Rs. Henna 10 Rs za rożek, kolczyki/bransoletki z jakiegoś ala srebra od 80Rs. Za prawdziwy kaszmirowy szal od 100zł w górę.

 

*wszystkie inne pierdoły, czyli Indyjski ekwipunek. Left hand free! – zależne od tego co już macie, a czego nie.

A WIĘC…werble!

14 tysięcy – rozłożone w czasie! na 2 os. Czyli ok 7tyś na osobę i da się taniej, ponieważ KOMPLETNIE NIE OSZCZĘDZALIŚMY NA MIEJSCU!

Bilety lonicze kupiliśmy w Czerwcu, lecieliśmy w Lutym, to kupa czasu. Po drodze realizowaliśmy malutkie rzeczy, szczepienia itd. Zamiast nowych butów – szczepienia. Itp.

Nie licząc, rzeczy które musieliśmy dokupić do indyjskiego ekwipunku, biletów pociągowych na dojazd (KRK – WAW, WAW – KRK) i jakiś tam pierdół, na wszystko wydaliśmy maksymalnie 13 tyś PLN/ mesiąc.  Oczywiście suma ta wygląda przerażająco, ale musieliśmy się doszczepić, kupić plecak i inne pierdoły, które przy kolejnej wyprawie odejdą. Wszystko zależy również standardu hotelowego jaki wybierami, jedzenia, piwka, wielkości rodziny = suweniry.

Ku pokrzepieniu serc!

Odkładaliśmy już od jakiegoś czasu, ale przez ostatnie 2 lata robiliśmy to na poważnie, pełną parą. Ja pracowałam w trzech miejscach (dwóch muzeach + 4-5 miesięcy w roku dorabiałam w księgarni) + studia (stypendium za wyniki w nauce 9mc dodatkowej kasy). Kamil kucharz, w między czasie kończył się informatykować (nie czerpiąc z tego korzyści majątkowych). Wyrabialiśmy po 270 – 320h miesięcznie. Ponieważ są rzeczy ważne i ważniejsze,  nasze życie towarzyskie troszkę oberwało. Zmalała ilość koncertów, piwków, kin, przestawiliśmy się z komunikacji miejskiej na rowery, aby nie kupować karty miejskiej i mieć kondycję na Indie:) Ponieważ utrzymujemy się sami, umowę o pracę widziałam raz, więc trzeba było poświęcić sporo, włącznie z kręgosłupem, kolanami itd. a w między czasie trzeba jeszcze żyć godnie.

Gadka motywacyjna:

Zrobiliśmy to. Sami. Od początku do końca. Warto było. Pierwsza samodzielna wyprawa do Indii. Chłop i ja w miliardowej populacji  (1 359 604 515).

DSCN2466.JPG

 

 

 

Jak nie dać się oszukać! – Banki, bankomaty, wymiana pieniędzy, biura turystyczne.

„Money exchange? Bus ticket? Smoke some joints?”   

IMG_20170311_183131.jpg

Na ulicy jesteśmy pytani średnio 1000 razy czy czegoś nie potrzebujemy. Zakres potrzeb jest ogromny, ponieważ możemy potrzebować opcji wymiany kasy, zabukowania biletu, wycieczki, haszu, opium, wielbłądziego safari, sari z Pendżabu, biżuterii itd. Najlepiej albo nie zwracać uwagi, albo powiedzieć stanowcze „Nie” i iść dalej. Sposobów na przetrwanie jest wiele. Najlepiej mieć swój plan i nie radzić się Indusów, nie wiem czy ktoś kiedyś wyszedł na tym dobrze. Ale gdy tylko biały ma problem, gromadzi się niezły tłumek i albo nikt nam nie pomoże, albo ktoś będzie chciał za to kasy czy wyśle nas do sklepu swojego znajomego.

Wymiana pieniędzy

Nie ma możliwości wymiany w Polsce złotych na rupie indyjską. My mieliśmy przesiadkę w Berlinie, więc wzięliśmy trochę euro, oraz w Abu Dhabi gdzie płaciliśmy dolcami. Także w Polsce wymieniliśmy 2000zł (na euro i dolary) aby mieć kasę na lotniska oraz pierwsze kilka dni w Indiach. Część dolarów wymieniliśmy na lotnisku w Mumbaju, ponieważ kursy na lotniskach są mocno niekorzystne, najlepiej wymienić jedynie część na hotel i taxi. Kolejną część wymieniliśmy po super kursie w naszym hotelu. Przewodnik radzi, aby wymieniać kasę tylko tam, gdzie dostajemy potwierdzenie wymiany, ponieważ w niektórych miejscach mogą chcieć je zobaczyć. Ale my się z tym nigdy nie spotkaliśmy. Jeśli macie przesiadkę na lotnisku np. w Abu Dhabi, niech was nie kusi wymiana, ponieważ kurs jest jeszcze mniej korzystny niż na lotnisku w Mumbaju. Więcej pieniędzy nie wymienialiśmy, ponieważ przerzuciliśmy się na bankomaty, zostawiając resztę dolarów na czarną godzinę i powrót przez wszystkie lotniska.

Warto zwrócić uwagę na banknoty jakie dostajemy. Czy nie są podarte, uszkodzone, czy są jeszcze w obiegu (sprawdź!) – w innym wypadku możemy mieć problem, ponieważ często nie chcą przyjmować uszkodzonej kasy, więc jeśli już ją mamy, trzeba skleić ją taśmą i szybko się jej pozbyć.

Sum up: kasę wymieniaj w miejscach pewnych (Thomas Cook, American Express), unikaj „pomocnych” indusów, jeśli masz jakiekolwiek wątpliwośći – run!

Bankomaty i banki

Widzieliśmy je w każdym odwiedzanym przez nas mieście czy małym miasteczku. Przewodnik podaje, że banki czynne są pn.-pt. 10.00 – 14.00 lub 16.00 z przerwą między 13.00 a 14.00, sb. 10.00 – 12.00 lub 13.00, 30 VI i 31 XII nieczynne. Jednak jeśli planujemy taką wizytę, najlepiej sprawdzić wcześniej, ponieważ jak mówią Indusi „everything is possible”. Z bankami doświadczenia nie mieliśmy.

Banki państwowe: Andhra Bank, State Bank of India, Bank of Baroda, Central Bank of India, Punjab National Bank, Indian Bank.

Banki prywatne: City Union Bank, ICICI Bank, HDFC Bank, Axis Bank – przy wypłacaniu z bankomatów tych banków, pobierana zostaje prowizja w wysokości 200 Rs.

Banki zagraniczne: ABN AMRO Banki, American Express Bank, Citi Bank.

Bankomatów (ATM) jest bardzo dużo. Zazwyczaj obsługują karty Maestro, Visę i Master Card. Warto dowiedzieć się wcześniej czy nasz bank pobiera prowizję i jeśli tak to jaką. Zazwyczaj jest to procent od wysokości wypłacanej kwoty. My korzystamy z Alior Banku gdzie prowizji nie było, jedynie interesował nas kurs banku przy przewalutowaniu z PLN na USD i na INR (rupia indyjska). Warto przed wyjazdem poinformować swój bank o podróży, aby przezornie nie zablokowano nam karty, gdy zobaczą że w jakiś dziwnym miejscu ktoś używa naszej karty (rada Pana w banku). 

W wielu kanciapkach z bankomatem siedzi strażnik, a jeśli nie to przy bankomacie jest guzik, którymi możemy wezwać pomoc itp.

Aby się nie zdziwić, warto wiedzieć, że bankomaty indyjskie działają trochę inaczej niż nasze. Wkładamy kartę, czekamy chwilę i wyciągamy. Dopiero po wyciągnięciu pojawia się panel do dalszego działania. Warto pamiętać aby do zakończyć transakcję, u nas kończy ją automatycznie wyciągnięcie karty, tam jeśli odejdziemy bez kliknięcia wszystkiego co wymagane, ktoś będzie miał dostęp do naszych środków. Często bankomaty wypłacają kwoty nie większe niż 10 000Rs, czasem jedynie 4000Rs itd. Czasem w ogóle nie ma kasy w bankomacie, co występuje dość często. W Puszkarze i Udajpurze mieliśmy również problem ze znalezieniem indyjskiego bankomatu, który byłby czynny, więc w ostateczności musieliśmy skorzystać z opcji prywatnej -200Rs.

Bukowanie biletów, wynajmowanie wycieczek itd.

Naciągają, oszukują, wykorzystują – UWAGA

Ceny za bilety zazwyczaj są zawyżone, więc lepiej robić to samemu. Wycieczkom z ulicznych wycieczkowni bym nie ufała. Pewnie obwiozą po sklepach, w których mają układy. Także, jeśli już chcemy wycieczki, to lepiej iść do polecanego biura, bilety bukować samemu, dopytać np. w recepcji hotelu ile taka zabawa powinna kosztować aby mieć rozeznanie. Nie ufać lokalsom! Każdy na ulicy chce zarobić i w pomocy nam ma swój biznes! Przewodnik poleca – Thomas Cook (wymiana kasy, bukowanie biletów, wycieczek etc.)

Warto korzystać z audio guide’ów albo wynegocjować dobrą cenę u przewodnika (najlepiej z papiórkiem!), który na pewno odnajdzie nas w tłumie…

Warto sprawdzać ceny i rozeznać się dobrze. Chociaż ceny nawet zawyżone wciąż są dla nas przystępne, nie dajmy się tak oszukiwać i naciągać dlatego żeśmy zagramaniczni turyści. Przez takie odpuszczacie, machnięcie ręką, brak negocjacji rozpuszcza się indyjskich biznesmenów i sprawia, że stają się bezczelni. To samo z rikszami. Chociaż cena dla lokalsa to 20Rs, od nas będzie chciał 300Rs, 200Rs to dla nas w ciąż za dużo, a  za 150Rs nie będzie chciał nas zawieść, bo bardziej będzie mu się opłaca poczekać na naiwniaka, który od razu zgodzi się na 400Rs. W Mumbaju nasz znajomy zapytał ile zapłaciliśmy za taxę z lotniska (prepaid taxi 600Rs) ponieważ pewien Niemiec zapłacić 2000Rs. Więc nawet jeśli was stać, nie rozbestwiajcie Indusów.

Sum up!

  • Nie ufamy lokalsom z ulicy nawet jak wyglądają super pewnie!
  • Wszystko co ma związek z kasą – tylko sprawdzone, polecane, pewne miejscówki, potwierdzenia gdzie się da, skąd się da!
  • Sprawdzamy w wielu miejscach, negocjujemu ceny!
  • Przed wyjazdem odwiedź swój bank!

+ ROZMIENIAJ KASĘ GDZIE SIĘ DA. RIKSZARZE NIE CHCĄ WYDAWAĆ RESZTY, ALBO NIE MAJĄ JAK WYDAĆ. DROBNE PRZYDAJĄ SIĘ WSZĘDZIE. BANKOMATY CZĘSTO WYDAJĄ PO 2000RS, 500RS ITD. A CENA WODY TO 20RS, 1 BANAN 5RS, OBIAD DLA DWÓCH OSÓB OK.400RS.

IMG_20170218_144715.jpg